Statek Polskiej Żeglugi Morskiej, m/s "Diana", od miesiąca czeka na wejście do wenezuelskiego portu Puerto Cabello. Jednostka, która wiezie cukier z Brazylii, utknęła u wybrzeży Trynidadu. Od redy portu dzieli ją kilka godzin.
O przedłużającym się postoju statku poinformowała nas zaniepokojona Czytelniczka. Jej obawy dotyczyły zaopatrzenia załogi w jedzenie oraz bezpieczeństwa marynarzy.
- "Diana" jest w tzw. tanim czarterze - wyjaśnia Krzysztof Gogol, doradca dyrektora naczelnego PŻM. - Za ruchy eksploatacyjne "wypożyczonej" jednostki odpowiada firma czarterująca. Za każdy dzień postoju płaci stosowną kwotę, więc PŻM jako armator nic na tym nie traci. Jeśli chodzi o zaopatrzenie w żywność, to kapitan "Diany" poinformował, że brakuje jedynie świeżych warzyw i owoców, ale poza tym marynarze otrzymują normalne posiłki i nie ma problemu z prowiantem.
Krzysztof Gogol uspokaja, że statek jest bezpieczny.
- Nie ma sytuacji kryzysowej, takie przedłużające się postoje czasem się zdarzają - mówi. - Załoga zamustrowała pod koniec października, więc nie ma powodu, by przyspieszać podmianę. Pogoda jest bardzo dobra, nie ma sztormu, a rejon nie należy do zagrożonych piractwem. Apelujemy o odrobinę cierpliwości. Prawdopodobnie lada dzień "Diana" zawinie do portu.
Nie wiadomo, co jest przyczyną miesięcznego postoju statku. Z pewnością nie opłaca się on firmie czarterującej, która musi płacić dodatkowe dniówki armatorowi. W jej interesie jest więc jak najszybsze zakończenie rejsu. Być może przedłużyły się negocjacje dotyczące kupna-sprzedaży ładunku i po dopięciu transakcji "Diana" wpłynie do portu.