Sebastian Hrycyk ze Szczecina:
- Pracownicy mają prawo walczyć o prawo istnienia przedsiębiorstwa.
To nie była i nie jest przecież zwyczajna firma. Stocznia nie tylko dawała pracę tysiącom ludzi, ale też była głównym motorem napędowym szczecińskiej gospodarki. Upadek stoczni to cios również dla
szkolnictwa zawodowego i wyższego. Nie zapominajmy także o wkładzie stoczniowców w odzyskanie wolności w 1989 r. Mam nadzieję, że manifestacje pokażą władzom potrzebę wznowienia tej gałęzi przemysłu w
naszym mieście.
Janusz Wierzbicki ze Szczecina:
- Jestem całym sercem za demonstrującymi. Można i trzeba walczyć o powrót stoczni do Szczecina. Każda społeczna akcja tego typu ma sens, bo
pokazuje władzom, że nie wolno w taki sposób pozbawiać ludzi pracy. Upadek stoczni był przecież spowodowany czynnikami politycznymi, a nie gospodarczymi. Wierzę, że inicjatywa związkowców przyniesie
zamierzony efekt.
Krzysztof Florczuk ze Szczecina:
- Moim zdaniem demonstracje nie przyniosą żadnych efektów. Poza tym naprawę stoczni powinno się przeprowadzić trzy lata temu, a nie brać się do
tego dziś, gdy w praktyce należy mówić "o reanimacji trupa". Zresztą mocno nadpsutego, właśnie przez związkowców. To żadna tajemnica, ale jedną z głównych przyczyn upadku firmy było nadmierne
zatrudnienie i rozdawnictwo pieniędzy - w tym także na wysokie wynagrodzenia szefów związków. W tej chwili pozostały majątek trzeba po prostu jak najszybciej sprzedać, a nie manifestować w sprawie
reinkarnacji stoczni.