Zbigniew Rapciak, prezes Polskiego LNG przyjechał do Świnoujścia, żeby spotkać się z dyrektorkami szkół i MDK z
dzielnicy Warszów. Była to szybka reakcja inwestora stawiającego gazoport pod oknami mieszkańców na fakt, że ci upomnieli się o inwestycje, które wcześniej im obiecano.
Zbigniew Rapciak najpierw
spotkał się z dyrektorkami. W spotkaniu uczestniczyli także członkowie Stowarzyszenia na rzecz Rozwoju Prawobrzeża Świnoujścia. To właśnie ta grupa w imieniu mieszkańców ma rozmawiać z inwestorem w
sprawie rekompensat i wielu innych spraw związanych z inwestycją, np. bardzo zdawkowo jak dotąd omawianymi kwestiami bezpieczeństwa. Na spotkanie członkowie stowarzyszenia zostali zaproszeni jednak
dopiero po prośbie ze strony władz miasta. Nasz dziennikarz nie został wpuszczony. Rzeczniczka prasowa PLNG twierdziła, że nie wszystkie osoby na sali sobie tego życzą... Jak podał Z. Rapciak rozmowy
dotyczyły potrzeb oświaty. Prezes rozmawiał z dyrektorkami o dofinansowaniu drobnych spraw - m.in. zajęć językowych, podręczników, komputerów, wyjazdów na kolonie, chodników, ścieżki rowerowej, wiaty na
przystanku...
Później Z. Rapciak spotkał się z dziennikarzami. Stwierdził m.in., że - w kontekście tego, że jest sprzeciw społeczny wobec budowy terminalu LNG - był czas na oprotestowanie Planu
Zagospodarowania Przestrzennego. Ze spokojem na twarzy oznajmił też, że PLNG żadnych inwestycji dla mieszkańców nie obiecywało. Minął się z prawdą. Obietnice składał chociażby obecny wiceprezes spółki
Tadeusz Zwierzyński (w jednym z autoryzowanych wywiadów dla "Kuriera" mówił np., że w planach jest finansowanie projektów korzystnych dla mieszkańców i miasta - m.in. choćby w budowie ogrodu
botanicznego - przyp. red.). Różnymi obietnicami mamili mieszkańców także przedstawiciele PGNiG. Później większościowy pakiet udziałów PGNiG przekazało Gaz-Systemowi (PLNG jest spółką-córką), następnie w
PLNG zmienił się prezes i rzecznik prasowy. Sam Z. Rapciak oprócz "niespodzianki dla Floty" nic nie obiecał, a tylko wycofał się z obietnic, które składali inni.
Mieszkańcom pozostało jedynie
walczyć o swoje. Prezes PLNG - podobnie jak zresztą wszyscy przedstawiciele spółki - inwestycją jest zachwycony. Nie nazwał co prawda tym razem gazoportu "atrakcją turystyczną", ale uznał, że będzie
to "perła". Zgoła inne odczucia ma wielu mieszkańców Warszowa, którzy przeboleć nie mogą dewastacji środowiska, która dokonała się przy ul. Ku Morzu. - Beki z gazem, rury i betonowy port mają być
ładniejsze od lasu i plaży? Śmiechu warte! - mówi Paweł Radomski, mieszkaniec Świnoujścia. Optymistyczne, że stowarzyszenie, które powalczy o rekompensaty i bezpieczeństwo, na Warszowie wsparł prezydent
Świnoujścia.
- Dla prezydenta Janusza Żmurkiewicza wiążąca będzie rozmowa z przedstawicielami stowarzyszenia, która ma odbyć się we wtorek - mówi Robert Karelus, rzecznik prezydenta Świnoujścia.
Polskie LNG otrzyma stosowną listę po rozmowach stowarzyszenia z gospodarzem miasta.
- W Kanadzie inwestor budujący gazoport na pobliskie miasteczko przeznacza ogromne pieniądze. U nas, o swoje trzeba
walczyć. Gazoport wiąże się z zagrożeniami dla środowiska, bezpieczeństwa ludzi, niszczy turystyczny wizerunek miasta. Jest wiele niepokojących kwestii, jak np. przygotowywanie systemu ORV, który schłodzi
wodę w Bałtyku. Mamy prawo domagać się rekompensat w postaci inwestycji. To będzie jak walka Dawida z Goliatem, ale sami dobrze wiemy, jaki był jej wynik - mówi Piotr Piwowarczyk ze Stowarzyszenia na
rzecz Rozwoju Prawobrzeża Świnoujścia, dzierżawca jednej z największych atrakcji turystycznych regionu - Fortu Gerharda.