Mieszkańcy świnoujskiej dzielnicy Warszów będą walczyć o rekompensaty za budowę gazoportu pod ich domami. Polskie
LNG wycofało się z finansowania różnych inwestycji na osiedlu. Na październikowym spotkaniu z inwestorem mieszkańcy ujrzeli głównie ironiczne uśmiechy i odpowiedzi nie na temat. W miniony czwartek
połączyli siły w walce o to, co im się należy.
Mieszkańcy są zbulwersowani
Rada Osiedla Warszów zorganizowała spotkanie w Miejskim Domu Kultury, żeby zastanowić się, jakie inwestycje
zaproponować inwestorowi i jak skutecznie je wywalczyć. Mieszkańcy są oburzeni postępowaniem Polskiego LNG; coraz więcej osób krytykuje fakt budowy gazoportu w dzielnicy, której do tej pory głównym atutem
były przyroda i piękna plaża.
- Inwestor zwodził nas od samego początku. Mydlono ludziom oczy banałami czy wręcz nieprawdziwymi stwierdzeniami, że gaz się nie zapala i że nie wybucha, że będzie praca
dla mieszkańców (w gazoporcie będzie pracowało tylko 100 osób, głównie wysokiej klasy specjalistów - przyp. red.), czy że będzie to ekologiczna inwestycja o walorach turystycznych. Większego absurdu
wymyślić chyba nie mogli - mówią zbulwersowani mieszkańcy Warszowa.
Na spotkanie przyjechał Bruno Salcewicz, mieszkaniec Szczecina, który przez wiele lat pracował na gazowcach. - Zapytałem przed
miesiącem wiceprezesa Polskiego LNG, czy zna stronę www.lngdanger.com, gdzie opisane są zagrożenia związane z LNG. Odpowiedział, że nie. Trudno w to uwierzyć. Zagrożenie eksplozją istnieje. Postulaty
takie jak basen czy kompleks sportowy to tak naprawdę drobne sprawy wobec tego, co zostanie tutaj wybudowane - mówił B. Salcewicz.
Plecaczki za beki z gazem....
Ku wielkiemu zmartwieniu
mieszkańców, których zapewniano do tej pory o "proekologicznej inwestycji", przy drodze prowadzącej na plażę wycięto przepiękny las. Jak podał jeden z mieszkańców, ciężkie maszyny pracujące na tym
terenie spowodowały, że niektóre z domów zaczęły się trząść. Tymczasem "zaledwie" wycięto drzewa, a prawdziwe roboty mają się dopiero zacząć...
Co więc jak do tej pory dostali mieszkańcy Warszowa
za degradację środowiska i za niebezpieczeństwa wiążące się z inwestycją, za mieszkanie - jak to określił jeden z mieszkańców - obok potencjalnej bomby? Sebastian Jasiński, wiceprezes miejscowego klubu
piłkarskiego "Prawobrzeże" przypomniał, że inwestor sfinansował niewiele...
- Jakieś plecaki, długopisy, festyn z fajerwerkami - wyliczył młody człowiek. Sebastian przekonywał, że warto walczyć o
swoje. Podobnego zdania byli także inni mieszkańcy. Piotr Piwowarczyk, dzierżawca Fortu Gerharda, który od samego początku był przeciwnikiem budowania gazoportu w kurorcie, i który przewidział wiele
posunięć inwestora - jak chociażby wycofanie się z obietnic partycypowania w korzystnych dla miasta inwestycjach - przytoczył przykłady innych krajów, gdzie dla mieszkańców miast, w pobliżu których buduje
się gazoporty realizowanych jest wiele inwestycji.
-W budowanym obecnie w Kanadzie gazoporcie inwestor co chwilę przeznacza pieniądze dla pobliskiego miasteczka. Są to ogromne kwoty liczone w
milionach. Tylko u nas jest oczywiście inaczej - mówił P Piwowarczyk.