Przed 60 laty przy Wałach Chrobrego w Szczecinie podniesiona została biało-czerwona bandera na s/s "Sołdek
" - pierwszym po wojnie zbudowanym całkowicie w Polsce statku pełnomorskim. Przez 29 lat parowiec pływał w barwach PŻM i był jednym z filarów polskiego mostu węglowego do Danii.
Stępka pod budowę
pierwszego powojennego statku została położona w Stoczni Gdańskiej 3 kwietnia 1948 r. Pierwszy nit zakuł ówczesny minister żeglugi Adam Rapacki. W sumie do jego budowy zużyto 300 tys. nitów. Nazwa parowca
pochodziła od nazwiska przodującego stoczniowca - Stanisława Sołdka, trasera Stoczni Gdańskiej. Jego żona - Helena - została matką chrzestną jednostki.
Węglowy mercedes
"Sołdek" był
pierwszym rudo-węglowcem, który zapoczątkował serię małych masowców typu B 30, budowanych w Stoczni Gdańskiej w latach 1949 - 1954. Statek miał 2610 ton nośności i 87 metrów długości. Jego napęd stanowiły
dwa kotły opalane węglem, które zasilały 4-cylindrową maszynę parową. Jak na owe czasy statek uznawany był za bardzo nowoczesną konstrukcję, która dobrze się sprawdziła podczas długich lat eksploatacji.
Nowo zbudowany parowiec 21 października 1949 r. pod dowództwem kpt. ż.w. Zbigniewa Rybiańskiego wyruszył w swój pierwszy rejs z Gdańska do Szczecina. Cztery dni później u podnóża Wałów Chrobrego
odbyło się uroczyste podniesienie bandery na jednostce. Jej pierwszym armatorem została Żegluga Polska -poprzedniczka utworzonej w styczniu 1951 r. Polskiej Żeglugi Morskiej, do której trafił "Sołdek
". Podobnie jak cztery inne bliźniacze jednostki był w niej prawdziwym mercedesem, gdyż flota szczecińskiego armatora składała się wtedy głównie z leciwych i mocno wyeksploatowanych statków. Mógł się
pochwalić bardzo wydajną i cichą maszyną parową oraz nowoczesnym wyposażeniem nawigacyjnym. Kapitanowie i oficerowie nawigatorzy chwalili dzielność "Sołdka" w płynięciu pod falę oraz za bardzo dobrą
zwrotność i podatność na manewrowanie w portach. Dużym ułatwieniem dla załogi były ładownie otwierane windą parową, a nie -jak to się zdarzało na innych masowcach - ręcznie, przykrywane ciężkimi deskami.
Także standard mieszkalny był jak na ówczesne czasy wysoki - szeregowa załoga mieszkała w trzy- i dwuosobowych kabinach, a część oficerów i kapitan miało samodzielne kajuty.
W latach 50. XX w.,
podobnie jak inne jednostki PŻM, "Sołdek" woził ze szczecińskiego portu węgiel do Szwecji, Danii i Finlandii. Zapuszczał się też dalej - po przepłynięciu Kanału Kilońskiego docierał do Belgii,
Wielkiej Brytanii, Francji, Holandii i Niemiec. W powrotnych rejsach płynął pod balastem albo przywoził do Polski rudę żelaza, głównie ze Szwecji.
Statek z orderem
W drugiej połowie lat
50. PŻM udało się podpisać długoletni kontrakt z Węglokoksem, który miał monopol na dostawy polskiego węgla. Dzięki temu możliwe stało się uruchomienie węglowego mostu morskiego pomiędzy portami polskimi
a duńskimi. W latach 60. duński most węglowy stał się jedną z najważniejszych tras przewozowych PŻM. Jednym z obsługujących go statków był właśnie "Sołdek" oraz jego czterej bliźniacy. W Szczecinie
statek był ładowany taśmociągiem, albo dźwigiem przy jednym z nabrzeży węglowych: Górnośląskim, Gliwickim i Bytomskim. Załadunek trwał od 4 do 8 godzin, po czym parowiec wzywał pilota i wychodził w morze.
Rejs przez Bałtyk zabierał mu ok. 12 godzin. Po kolejnych kilku, kilkunastu godzinach spędzonych na rozładunku w duńskim porcie statek pod balastem wracał do Szczecina. Cały rejs okrężny trwał 3-4 dni.
Praca w tak intensywnym rytmie była dużym obciążeniem dla załogi. W czasie swojej pracy pierwszy wbudowany w powojennej Polsce statek nie był w jakiś szczególny sposób traktowany przez załogi, armatora i
władze. Zdarzały się jednak chwile, w których te ostatnie przypominały sobie o nim. Tak było w 1972 r., gdy po powrocie ze swojego tysięcznego rejsu, jako jedyna w polskiej flocie jednostka, został
odznaczony Orderem Sztandaru Pracy Pierwszej Klasy. Odbywająca się z tej okazji uroczystość pod Wałami Chrobrego zgromadziła tysiące szczecinian i była transmitowana przez telewizję na cały kraj. Podobnie
jak na innych w czasach głębokiego PRL-u, na "Sołdku" odbywało się współzawodnictwo pracy, a statek nie mógł wyjść w morze, gdy wśród załogi nie było 6 członków Podstawowej Organizacji Partyjnej, w
tym sekretarz. Na pokładzie odbywały się też pogadanki ideologiczne.
Częste rejsy za granicę pozwalały jednak załodze uzupełniać marynarskie pensje dzięki indywidualnemu handlowi. W czasach braków na
krajowym rynku z Danii przywozili oni płaszcze ortalionowe, koszule non-iron, kremplinę, dżinsy, rajstopy, mydła, szampony, gumę do żucia, kawę i czekoladę. Cały proceder zwracał uwagę celników, którzy
mieli statek pod ciągłą obserwacją. Zazwyczaj tego typu handel odbywał się bez wiedzy i zgody kapitanów, którzy z jego powodu miewali nawet poważne kłopoty ze służbami celnymi i kierownictwem swojej
firmy.
Zabytek na wodzie
Dobre czasy dla przewozów węgla z Polski i samego "Sołdka" skończyły się w drugiej połowie lat 70. Na narastający w Polsce kryzys gospodarczy nałożyło się
wtedy też załamanie na światowym rynku żeglugowym. Pod koniec lat. 70. parowiec coraz częściej musiał czekać w szczecińskim porcie po kilka, kilkanaście dni na załadunek węgla. W ostatnim roku jego
eksploatacji jakość surowca pogorszyła się na tyle, że ze strony duńskiej płynęły ciągłe reklamacje. Naprawdę dobrej jakości węgiel statek zawiózł do Danii już tylko raz - w swoim pożegnalnym rejsie,
który miał zadośćuczynić odbiorcom ostatnie problemy.
- Praca na "Sołdku" była bardzo ciężka, ze względu na krótkie i praktycznie nieprzerwane rejsy, a jednak był on lubiany przez załogi i zawsze
mustrowano się na niego bez wahania - ocenia Krzysztof Gogol, rzecznik prasowy PŻM. -W sensie eksploatacyjnym był to również jeden z najbardziej wydajnych i opłacalnych statków, a 3,5 miliona ton węgla,
jakie podczas swoich 1479 podróży przewiózł, biorąc pod uwagę niską nośność parowca, także i dziś robią wrażenie.
Smutna uroczystość opuszczenia bandery na statku odbyła się 30 grudnia 1980 r. Ryszard
Karger, ówczesny dyrektor PŻM, rozpoczął wtedy starania o to, żeby statek nie podzielił losu swoich bliźniaków, którzy poszli na złom. Niestety, władze Szczecina i Muzeum Narodowego uznały, że remont
jednostki przekracza ich możliwości finansowe. Przed złomowaniem zasłużony parowiec uratowało Centralne Muzeum Morskie w Gdańsku. Pod jego nadzorem "Sołdek" został wyremontowany i przystosowany do
potrzeb muzealnych przez Gdańską Stocznię Remontową. Stojąca przy nabrzeżu muzeum w Gdańsku jednostka jest dziś jedną z najważniejszych atrakcji turystycznych
Trójmiasta