Na razie głośno upomnieli się o swoje pracownicy tonącej spółki akcyjnej Hipolit Cegielski Poznań (HCP), którzy
zorganizowali manifestację, jakiej Poznań nie zaznał od czerwca 1956 r. W trakcie protestu ochoczo nawiązywali do zrywu robotników sprzed ponad półwiecza, używając transparentów o treści: "1956 rok - za
chlebem", "2009 rok - za pracą" i "Żądamy pracy i płacy". Jeden ze związkowców perorował zaś przez megafon: Znów nadszedł czas, żeby walczyć o nasze prawa i być albo nie być naszej firmy.
Historia zatoczyła koło. Arogancja, obojętność i chciwość władzy spowodowały, że znów stoimy przed tym samym wyzwaniem. Musimy żądać pracy i chleba!
Użycie polityki historycznej to cwane
posunięcie. Wszak na zorganizowanej przez Grupę Europejskich Konserwatystów i Reformatorów konferencji "Przyszłość polskiego przemysłu stoczniowego w Unii Europejskiej" prezes Jarosław Kaczyński
przypomniał, że sprawa stoczni ma dla Polaków wiele aspektów: ekonomicznych i gospodarczych - ale nie należy zapominać o bardzo ważnym aspekcie, jakim jest fakt, że stocznie są symbolem polskiej drogi do
wolności. Tu zaczął się grudzień 1970. Tu sierpień 1980 i tu wreszcie rozpoczęły się strajki w 1988.
Cegielszczacy nie chcieli być gorsi i przypomnieli, że u nich zaczął się rok 1956. I że "Ceglorz
" jest dla Poznania tym, czym dla Trójmiasta Stocznia Gdańska. I tak jak ona powinien być ratowany z pobudek patriotycznych, bez względu na rachunek ekonomiczny.
Jeśli zaś chciwa władza nie zechce
pospieszyć z odsieczą, to przynajmniej musi dać zwalnianym pracownikom takie same przywileje, jakie ofiarowała stoczniowcom (odprawy w wysokości od 20 do 60 tys. zł). Nie zwlekając, cegielszczacy wręczyli
wojewodzie skierowaną do premiera Tuska petycję w tej sprawie.
Oficjalna odpowiedź rządu na razie jest nieznana. Wiadomo jednak, że posłowie SLD usiłowali wepchnąć do ustawy kompensacyjnej, czyli
tej, dzięki której stoczniowcy dostają szmal, zapis rozszerzający krąg uprawnionych o pracowników przemysłu okołostoczniowego, w tym HCP (dzięki czemu przepisy dodatkowo mogłyby objąć około 60 tysięcy
osób). Pomysły te zostały odrzucone głosami posłów PO.
Ale SLD wrócił do nich w trakcie niedawnego świętowania 10. urodzin w Wielkopolsce. Za tym, żeby państwo wypłaciło pracownikom Cegielskiego takie
odprawy, jakie dostają stoczniowcy, opowiedział się między innymi Grzegorz Napieralski. Posłanka Krystyna Łybacka stwierdziła z kolei, że HCP winien dostać pożyczkę z Agencji Rozwoju Przemysłu na program
restrukturyzacji.
Cegielski jest restrukturyzowany przynamniej od początku tego stulecia i nikt nie jest w stanie policzyć, ile publicznych pieniędzy już połknął. Z raportu NIK opublikowanego w
2007 r. wynika, że w latach 2001-2005 spółka dostała blisko 150 mln zł, a jednym z nielicznych wymiernych efektów restrukturyzacji była redukcja pracowników z 1609 osób na koniec 2002 do 1488 w grudniu
2005 r. To jest o 7,5 proc. (stosunek pracowników bezpośrednio produkcyjnych do pracowników pomocniczych i umysłowych razem wziętych ciągle jednak wynosił niemal 1:1). Agencja Restrukturyzacji Przemysłu,
która forsę w "Ceglorza" wpompowała, uznała te efekty za wystarczające, przymykając oko na takie drobiazgi, jak wzrost wynagrodzeń ponad wyznaczony limit. NIK w swym raporcie zwróciła też uwagę na
niedostateczny nadzór nad przebiegiem restrukturyzacji finansowej, nielegalne udzielenie części pomocy publicznej, tj. bez uprzedniego uzyskania opinii Prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów i
nielegalne podjęcie decyzji o umorzeniu niektórych należności publicznoprawnych.
"Ceglorz" żył z produkcji silników okrętowych i swego czasu zatrudniał 20 tysięcy obywateli. Dziś z maniakalnym
uporem ciągle produkuje silniki do statków, choć po upadku stoczni leżą one w magazynach. Brakuje forsy na wypłaty i odprawy dla zwalnianych (we wrześniu wywalono kolejne 500 osób). Idąca za stoczniami na
dno firma nie tylko nie potrafi zmienić profilu produkcji, ale nawet pozbyć się zbędnych nieruchomości. (W Poznaniu i Wągrowcu ma ponad 60 ha ziemi - jak na stojącą pod ścianą spółkę areał imponujący.
Pierwsza próba sprzedaży nie powiodła się, planowane jest drugie podejście, ale - jak zaznacza zarząd - cena zostanie obniżona tylko nieznacznie).
Nie udało się sprywatyzować ani jednej spółki
należącej do grupy HCP. Znaleziono przy tym wygodne wytłumaczenie - urzędnicy państwowi, zamiast spieszyć na ratunek "Ceglorzowi" i na gwałt szukać inwestora, przejmują się wyciągniętą przez CBA aferą
stoczniową. I z zapałem chuchają na zimne.
Przyznanie stoczniom i stoczniowcom wyjątkowego statusu ze względu na historyczne zasługi może okazać się niebezpiecznym precedensem. Liczba
przedsiębiorstw zasłużonych na polu walki z komuną jest w Polsce znacząca, a strategia patriotyczna prostsza, niż szukanie nowych rynków zbytu.
Tymczasem na widok protestujących cegielszczaków
poznaniacy ronią łzy niczym w 1944 r. warszawiacy na widok powstańców. A Hipolitowi Cegielskiemu, patronowi spółki, postawili pomnik. Za - bagatela - pół miliona złotych.