- To fatalna wiadomość dla stoczni, która na długi czas może zablokować sprzedaż jej majątku - szczecińscy związkowcy są
zaniepokojeni skutkami, które dla ratowania ich zakładu może mieć afera stoczniowa. Są jednak przekonani, że trzeba wyjaśnić wszystkie związane z tym nieprawidłowości.
Informacja o aferze związanej
ze sprzedażą stoczni zszokowała byłych byłych pracowników Stoczni Szczecińskie Nowej.
- Od dłuższego czasu mówiliśmy o braku kompetencji i skutecznych działań przy sprzedaży stoczni - mówi
Krzysztof Fidura, przewodniczący stoczniowej "Solidarności" w Szczecinie. - Domagaliśmy się też odwołania odpowiedzialnego za to ministra skarbu Aleksandra Grada. Nikt nie chciał tego słuchać, a teraz
się to potwierdza. Sprawa dotyczy głównie Gdyni, ale i tak będzie mieć wpływ na naszą stocznię. Najważniejsze, żeby odsunąć ją teraz od gry politycznej i oddać właściwym organom państwa. To źle wróży
obecnym przetargom. W sytuacji, gdy przetargami zajmują się służby specjalne, nikt do nich nie będzie chciał podejść i nie wyłoży swoich pieniędzy. To kolejne nasze nieszczęście - ocenia związkowiec.
Jego zdaniem dobrze stało się, że premier odsunął od sprzedaży stoczni odpowiedzialnych za to dotychczas urzędników. - Od dawna postulowaliśmy, żeby rozwiązanie problemu stoczni zabrać urzędnikom i
powołać zespół ekspertów, którzy pomogą wyjść z tego impasu. Trzeba też zastanowić się, jak w tej sytuacji będzie działać specustawa. Mam nadzieję, że ktoś będzie chciał z nami teraz rozmawiać - ocenia
Krzysztof Fidura.
Zdaniem Jacka Kantora, przewodniczącego stoczniowej S 80 ze Szczecina, od dawna wokół stoczni nie toczyła się czysta gra.
- Te nieprawidłowości wydają się być głębokie
i trzeba by powołać jakąś komisję śledczą, żeby je wyjaśniła. Wokół stoczni nigdy nie było czysto - czy to przy pierwszej upadłości, czy teraz. Mam nadzieję, że ktoś to kiedyś wyjaśni. Dobrze byłoby,
gdyby ktoś poszedł teraz po rozum do głowy i wreszcie zrobił coś sensownego z tą stocznią.