Z Julianem Kołtońskim, dyrektorem Zarządu Portu Morskiego Elbląg Sp. z o.o., rozmawia Maciej Borkowski.
- Jak
ocenia pan szanse portu Elbląg na wznowienie działalności przeładunkowej na większą skalę?
- Trzeba to rozpatrzeć w dwóch aspektach: wznowienie na dziś - jako efekt podpisanej umowy polsko-
rosyjskiej i rozporządzenia premiera Putina, i na dłuższą metę - jako wynik przekopania Mierzei Wiślanej. Pracujemy teraz nad tym pierwszym aspektem, którego wprowadzenie w życie nie będzie łatwe.
Wspomniane rozporządzenie, które dopuszcza możliwość wpływania na Zalew Wiślany statków bander trzecich, stanowi właściwie barierę, ponieważ wymaga wcześniejszego, 15-dniowego uzgodnienia dla każdej
takiej jednostki. Mimo takiej formalnej możliwości - w praktyce będzie to bardzo trudne do spełnienia. Żegluga towarowa działa szybko. Statek musi mieć pewność przepływu z dnia na dzień i nie może być
ryzyka: wpuszczą czy nie wpuszczą? Obawiam się, czy w ogóle będzie to działało.
Druga bariera to głębokość 1,8 m na torze wodnym po stronie rosyjskiej. Ten parametr "wykłada" wszystko, jeśli
chodzi o żeglugę. Nikt rozsądny, przy takich głębokościach, nie popłynie do Elbląga. Mogłyby to być tylko stosunkowo nieduże jednostki.
- A kto miałby dbać o tor wodny po stronie rosyjskiej, a
zwłaszcza kto miałby płacić za jego pogłębianie?
- Rosjanie, oczywiście - ale oni nie są tym zupełnie zainteresowani. To nam zależy na tym, żeby pływać w tamtą stronę. Oni mają swój
Kaliningrad - i bardzo dobrze utrzymany tor wodny między Cieśniną Pilawską a tym portem. Kierunek południowy, do Elbląga, jest dla nich zupełnie nieznaczący w obrotach towarowych. Nam zależy bardzo, gdyż
nie możemy obecnie zrekompensować strat (wynikających z zamknięcia żeglugi przez Zalew - red.) niczym innym. Oczywiście, będziemy próbowali przewozy w tym kierunku rozwijać. Było już swego czasu dobrze,
jeśli chodzi o żeglugę do Kaliningradu i będziemy starali się to odbudowywać, na ile tylko nam się to uda, no i jeśli znajdziemy chętnych do współpracy partnerów.
- Czyli zawarta umowa w
praktyce niewiele zmieni?
- To jest przywrócenie tego, co było. Z Elbląga pływaliśmy do Kaliningradu przez 13 lat. Teraz wracamy do tego samego punktu, gdyż możliwość zawijania statków bander
trzecich nadal jest problematyczna.
- Czy jednak ta akcja propagandowa, że istnieje możliwość żeglugi przez rosyjską część Zalewu, nie wpłynie na opóźnienie realizacji czy nawet wręcz
pogrzebanie projektu przekopu przez Mierzeję Wiślaną?
- Niektórzy politycy momentalnie wykorzystali ten element do swoich poczynań i lansują pogląd, że skoro żegluga jest wznowiona - kanał
przez mierzeję jest zbędny. A to są dwie zupełnie różne sprawy! One się wzajemnie uzupełniają, ale nie zastępują. To są inne parametry pływania, innymi jednostkami, innych wielkości. Na Zalewie mamy
głębokości 2,2 -2,5 m, czyli mogą tu pływać stateczki po 500, maksymalnie 800 t nośności, bo większe nie przejadą. W przypadku przekopu mówimy o żegludze zupełnie innego kalibru, statkach o zanurzeniu 4 -
4,5 m, czyli zabierających po 2 czy 3 tys. t, wchodzących z pełnego morza. Czyli zachowana będzie pełna suwerenność i państwo sąsiednie nie będzie nam dyktowało kto ma do nas zawijać, a kto nie. A w tej
chwili jesteśmy pod ścisłą kontrolą Rosjan, jeżeli chodzi o trzecie bandery, kontrolą obejmującą wszystko: ładunek, statek, pasażerów, załogi... A przecież te statki nie zawijają w ogóle do portu w
Kaliningradzie, tylko przepływają przez Zalew i wchodzą do nas.
Tego typu obostrzenia powodują, że inwestorzy - w obecnych warunkach - zastanawiają się, czy w ogóle warto u nas inwestować. Skoro
umowa ma charakter tymczasowy, na 5 lat, a można ją wypowiedzieć w trybie natychmiastowym - to nie wiadomo co się będzie dalej działo. Natomiast kanał - to pełna suwerenność. Możemy przez niego pływać o
każdej porze dnia i nocy.
To byłby impuls dla rozwoju Elbląga, dla nowych terminali, które chcą budować inwestorzy z zewnątrz; to jest współpraca z Ukrainą; to jest połączenie przez, znany w
Europie, szlak wodny E70; to jest skrócenie o 90 km drogi wodnej do Gdańska; to jest to, na co czekamy.
- Są jakieś szanse na to, aby to właśnie Elbląg mógłby się stać ukraińskim oknem na
Bałtyk?
- Są duże szanse na to, że taką rolę możemy pełnić. Program, który opracowaliśmy, pod nazwą "Bałtycka Ukraina", jest wielowątkowy: obejmuje współpracę między Elblągiem a Ukrainą w
zakresie ochrony środowiska, kształcenia i, m.in., również w zakresie powiązania Ukrainy z Bałtykiem. Chodzi o to, by towary z Ukrainy przewieźć do Elbląga - i wyeksportować dalej. Dlaczego nie do
Gdańska? Przecież istnieje porozumienie czy umowa w sprawie linii kolejowej Odessa - Gdańsk. Wpadliśmy na inny, nietypowy pomysł. Mamy tu dużą rezerwę niewykorzystanych terenów portowych. Zaproponowaliśmy
Ukraińcom wybudowanie tu, za ich pieniądze - przy ewentualnym udziale naszego samorządu czy naszych biznesmenów - własnych obiektów składowo-przeładunkowych. To mogą być obiekty kilku- czy nawet
kilkunastohektarowe, duże terminale, do których Ukraińcy mogliby przywieźć swój towar i dokonywać tu, u siebie, różnych operacji na tym towarze: konfekcjonowania, formowania i rozformowywania kontenerów,
przepakowywania... Mieliby tu swój kawałek portu.
Mało tego, mają tu sporo ludności pochodzenia ukraińskiego, więc mogłaby powstać np. polsko-ukraińska spółka. Jesteśmy otwarci na różne możliwości.
Spotkaliśmy się z władzami obwodów lwowskiego oraz wołyńskiego i prezydent Elbląga złożył im taką ofertę, która spotkała się z dużym zainteresowaniem. Zadeklarowane zostały przez biznes ukraiński
odpowiednie ilości towarów, które mogłyby być w naszym porcie przeładowywane. Warunkiem powodzenia tego wszystkiego jest wybudowanie kanału.
Taką współpracą zainteresowani są również Białorusini, z
którymi także weszliśmy w kontakt. Oni również chcieliby mieć, poza Rygą, drugi port nad Bałtykiem, z którego mogliby korzystać na tych samych zasadach. Osobiście interesuje się tym minister transportu
Białorusi i wspiera ten projekt również konsul tego kraju.
- A jaka jest sytuacja połączeń transportowych między Elblągiem a Ukrainą i Białorusią?
- To bardzo istotne pytanie. Bez
nich taka współpraca w ogóle nie miałaby szans. Wystąpiliśmy do marszałków województw, przez które przechodzą te szlaki, o zainteresowanie się sprawą. Wiadomo, że bez sprawnych ciągów komunikacyjnych
żadne towary tu nie dojadą. Jest bardzo duże zainteresowanie ze strony marszałka województwa podlaskiego; nasz marszałek, oczywiście, również jest zainteresowany. To wymaga koordynacji w skali kraju, a
nawet międzynarodowej, bo dotyczy to Ukrainy i Białorusi. Tu nie chodzi o budowę nowych linii, bo one już istnieją, tylko zmodernizowanie bądź wyremontowanie pewnych ich odcinków. Jest też kwestia różnej
szerokości torów po obu stronach granicy, a przejazd musi być płynny. Ale to jest do zrobienia, gdyż polski system SUW2000 został już przetestowany - i zdał egzamin. Województwa wschodnie upatrują w tym
szansy na ożywienie gospodarcze, którego elementem byłaby właśnie ta linia kolejowa.
- Jak to wygląda, jeśli chodzi o połączenia drogowe?
- Drogi nie wchodziłyby tu w rachubę, ze
względu na obecne natężenie ruchu - myślimy tylko o kolejach. Chodziłoby tu o kontenery czy inne ładunki, które szłyby bezpośrednio koleją do portu. Myślimy nawet o Słowacji, skąd towary mogłyby iść
koleją do Elbląga. Można by tu stworzyć wolne obszary celne, strefy wolnocłowe...
- Czy jest zapotrzebowanie ze strony bezpośredniego zaplecza portu na jego usługi?
- Wygląda to
podobnie, jak w przypadku naszych głównych portów: bezpośrednie zaplecze nie generuje towarów w ilości odpowiedniej do możliwości portowych.
- Zadałem to pytanie dlatego, że np. w Darłowie,
właśnie jego bezpośrednie zaplecze, głównie rolnicze, zaczyna ostatnio coraz częściej korzystać z usług portu.
- U nas tego nie ma, aczkolwiek są tu przecież bardzo żyzne tereny Żuław i nawet
myśleliśmy kiedyś, że nasz port wyspecjalizuje się w obsłudze płodów rolnych (byli tym zainteresowani biznesmeni z Lublina). Niestety, to nie wypaliło. Nasze bezpośrednie zaplecze i sam Elbląg nie
wygenerują wystarczającej ilości towarów, które pozwoliłyby wykorzystać istniejące możliwości przeładunkowe portu.
- A jakie są te możliwości obecnie?
- Wynoszą one milion - półtora
miliona ton. Składa się na nie nowy terminal, plus tereny położone po sąsiedzku. Ale to nas nie zadowala. Nie wiemy jeszcze, w którą stronę pójdziemy. W najbliższym czasie liczymy, że będą to ładunki
masowe, bazujące na naszych kontaktach z Kaliningradem: węgiel, kruszywa, materiały budowlane. Jest również zainteresowanie nawozami sztucznymi i paszami. Pojawił się też nowy kierunek - kontenery. Są też
ludzie, którzy interesują się możliwościami przeładunku paliw, importowanych z Kaliningradu.
- Czy macie tutaj możliwość przeładowywania paliw?
- Nowy terminal posiada miejsce do
przeładunku paliw - z barki prosto do cystern. Przy spełnieniu odpowiednich wymogów formalnych i przeciwpożarowych, taka możliwość istnieje. Najpierw jednak zaczniemy od węgla. Mamy umowę z kontrahentem,
na dzierżawę całego terminalu (jest to polsko-rosyjska spółka). Ale jest też możliwość wykonywania przeładunków przez innych kontrahentów; nabrzeże jest w pełni dostępne dla wszystkich, zatem port
zachowuje swój publiczny charakter. Czekamy teraz na pierwsze jednostki, które powinny pojawić się w październiku.
- I będą to barki, a nie pełnomorskie statki?
- Ze względu na
parametry toru wodnego - tak.
- Czyli port ma szanse przetrwać do czasu wykonania przekopu przez mierzeję.
- Ale zanim to nastąpi, trzeba wykonać jeszcze bardzo dużo pracy. Trzeba,
np., dokonać wielu zmian organizacyjnych. Wiele terenów rezerwowych znajduje się na terenie gminy Elbląg, nie tylko w samym mieście. Jako zarząd portu zawiadujemy tylko terenami miejskimi, stąd musimy ten
problem, razem z władzami miasta i gminy, rozwiązać. Chodziłoby o przekazanie terenów we władanie portu, aby mógł on nimi dysponować. Jeżeli już będziemy na tym etapie prac, to musimy też złożyć naszym
ukraińskim i białoruskim partnerom konkretne, szczegółowe oferty: czym dysponujemy, jakimi terenami, jak przebiegają linie kolejowe, by od nich z kolei dowiedzieć się co, gdzie i jakiej wielkości
zamierzaliby budować. To się tylko wydaje, że jest na to jeszcze sporo czasu. W Gdańsku, gdy zbudowano terminal kontenerowy, już w dniu jego otwarcia przypłynął tam pierwszy statek. Też chcemy, żeby w
momencie kiedy kanał zostanie wykonany, zaplecze portowe już było i funkcjonowało. To są sprawy, które muszą rozwiązywać także sąsiednie miasta nad Zalewem, nie tylko Elbląg, skoro chcą mieć pożytki z
tego kanału. Cały region musi się już brać do pracy. Projektowanie i inne prace dokumentacyjne także wymagają czasu.
- Jaki jest realny termin przekopania kanału?
- Nie pozostaje mi
nic innego jak przyjąć do wiadomości ten termin, który jest wymieniony w skorygowanym harmonogramie budowy, przedstawionym przez Ministerstwo Infrastruktury. Przewiduje się tam, że kanał zostanie oddany
do użytku w 2017 r. Myślę, że zrealizowany zostanie on wcześniej, ale nawet biorąc pod uwagę tę datę - nie są to odległe czasy. Sama budowa będzie prawdopodobnie przebiegała szybko i sprawnie, gdyż nie
jest to skomplikowana technicznie inwestycja. Według mojej oceny, kanał można wykopać w rok - półtora. Natomiast etap przygotowawczy, przez który musimy się "przebić", będzie długotrwały.
-
Dziękuję za rozmowę.
---------------
*SUW2000 - system do przestawiania wagonów z rozstawu szerokotorowego na normalnotorowy, opracowany przez inż. Ryszarda Suwalskiego z ZNTK w
Poznaniu.