Sklep    |  Mapa Serwisu    |  Kontakt   
 
Baza Firm
Morskich
3698 adresów
 
Zaloguj się
 
 
Szybkie wyszukiwanie
Szukanie zaawansowane
Strona głównaStrona główna
Wszystkie artykułyWszystkie artykuły
<strong>Subskrybuj Newsletter</strong>Subskrybuj Newsletter
 

  Informacje morskie. Wydarzenia. Przetargi
Wydrukuj artykuł

Fiński Masa

Morza i Oceany, 2009-09-11
Gromy, które spadają na ministra Grada, są - przynajmniej częściowo - niesprawiedliwe. Uratowanie stoczni było zadaniem niewykonalnym, a w przegranych sprawach zasługą jest chociażby chcieć. A zresztą, nawet gdyby cel był realistyczny, to w państwie, gdzie jest konstytucyjny podział władz, ratowanie poszczególnych przedsiębiorstw nie należy do obowiązków polityków. Ba, popularność zdobywa teoria - jej autorem jest Amerykanin Michael Porter - że politycy powinni raczej utrudniać życie biznesmenom, na przykład podnosząc im poprzeczki wymogów. Zasada jest prosta - im więcej potu na rynku krajowym, tym mniej krwi zagranicą. Skrajni porteryści uważają nawet, że jedynym ważnym obowiązkiem państwa wobec firm jest dobijanie najsłabszych... Właśnie takie nauki płyną z upadłości stoczni fińskiego koncernu Wärtsilä Marine w 1989 roku. Firma utraciła płynność na dwa zaledwie tygodnie i gdyby rząd z Helsinek podał jej mały palec lewej ręki, to by kryzys pokonała. Oczywiście, wtedy władza była krytykowana za bierność, ale dzisiaj Finowie patrzą inaczej na tamte zdarzenia - wiadomo, że przetrwanie kryzysu nie zawsze oznacza ozdrowienie, bo może być jedynie fazą przewlekłej, a w końcu i tak śmiertelnej choroby. Pouczająca jest historia rzeczywistego uzdrowienia fińskich stoczni, łączona z nazwiskiem Martina Saarikangasa, późniejszego dyrektora i chwilowego właściciela Masa Yards (nazwa Masa pochodzi od jego przezwiska, znanego nam skądinąd). Opowiadamy tę historię skrótowo i selektywnie, tylko dla spostrzeżenia, że warunki, w jakich działał fiński Masa, nigdy w Polsce nie występowały. Saarisangas wcześnie wyczuł, że cieplarniany klimat (naprawdę cieplarniany) rynku ZSRR skończy się wraz z tym państwem i stał się rzecznikiem grupy managerów domagającej się reorientacji stoczni na najbardziej wyrafinowane segmenty rynków zachodnich. Wiedział, że trzeba wybrać przyszłość, i że nie ma jej na polu rywalizacji z Azją. Wysłano go więc w randze wiceprezesa na "ambasadora" firmy do Stanów Zjednoczonych. Tam zdobył nie tylko kilka kontraktów na wycieczkowce, ale zbudował też sieć biznesowych znajomości (w interesie kompanii, a nie własnym!). Wysiłek ten został częściowo zmarnowany, bo w 1987 roku do Wärtsili przyłączono stocznie Valmeta, całkowicie zależne od rynku radzieckiego. Katastrofa była więc nieuchronna, ale po fakcie Saarikangas okazał się jedynym człowiekiem, który potrafił zorganizować pieniądze na kontynuację produkcji. Po prostu amerykańscy towarzysze nie opuścili go w biedzie. Człowiek, który miał szansę stać się najbogatszym Finem, wiedział, że będzie nim krótko, jeśli nie ściągnie do stoczni swego imienia poważnego kapitału branżowego. Jednak, żeby zdobyć zaufanie inwestorów, trzeba było pokazać, iż nowa firma jest bardziej dochodowa niż upadła poprzedniczka. I tu chodzimy do sedna. Reformy Saarikangasa miały charakter bardziej społeczny niż organizacyjny. Nowy szef usunął ze stoczni wszystkie grupy pasożytnicze, którymi zwykle obrastają wielkie przedsiębiorstwa wielozakładowe. W Wärtsilä Marine było 119 osób na etatach dyrektorów (!), w Masa Yards zostało sześciu. Ponadto Saarikangas wyciął dwa szczeble zarządzania, w tym odpowiednik polskich mistrzów. Pracy nie odzyskał co trzeci urzędnik, za to w nowym systemie ważne decyzje na każdym szczeblu zarządzania wymagały "asygnaty" ludzi z produkcji. System premiowy został oparty na zasadzie urawniłowki - wszystkim po równo od spawacza do dyrektora. Już pierwszy bilans w 1990 roku wykazał, że Masa Yards jest najbardziej rentownym przedsiębiorstwem w Finlandii. Norweski Kvaerner nie mógł nie wejść w taki interes... Ważnym źródłem tego sukcesu było przestrzeganie zasady podziału obowiązków: literaci do piór, politycy do polityki a biznesmeni do ratowania biznesu. Saarikangasowi po prostu nikt nie mieszał w kotle i nie podsyłał partyjnych protegowanych.
 
Marek Błuś
Morza i Oceany
 
Strona Główna | O Nas | Publikacje LINK'a | Prasa Fachowa | Archiwum LINK | Galeria
Polskie Porty | Żegluga Morska | Przemysł okrętowy | Żegluga Śródlądowa | Baza Firm Morskich | Sklep | Mapa Serwisu | Kontakt
© LINK S.J. 1993 - 2024 info@maritime.com.pl