Przynieście nam głowę Aleksandra Grada - słychać zewsząd. Dymisji ministra skarbu domagają się stoczniowcy,
działacze związkowi, opozycja. Przepraszam, ale sądzę, że to jedno z głupszych haseł obecnego sezonu politycznego. Kwestia "wyleci - nie wyleci", gorąco dyskutowana przed jutrzejszym posiedzeniem
rządu, jest równie jałowa.
Jałowa nie dlatego, że Grad nie poniósł porażki, a Tusk nie zapowiadał jego dymisji przy takim finale prywatyzacji stoczni. Chwalili się, obiecywali, kręcili, i pamiętajmy im
to - najlepiej przy kolejnych wyborach. Jednak pamiętając, nie pozwólmy ważnych i złożonych spraw sprowadzać do prostych kwestii personalnych. Odejście Grada nie zmieni sytuacji naszego przemysłu
stoczniowego, podobnie jak odejście Beenhakera nie uzdrowi polskiej piłki.
Jaki byłby bezpośredni efekt zmiany szefa resortu skarbu? Nowy minister pewnie by poprosił o oddzielenie przeszłości grubą
kreską, bo on przecież nie odpowiada za decyzje poprzednika. I tym prostym sposobem zostalibyśmy odcięci od wiedzy o niejasnych katarskich układach, tajemniczych inwestorach, wiązanych kontraktach. Czyli
od tego wszystkiego, co jest znacznie ważniejsze od roszad personalnych wewnątrz rządzącej ekipy. A stoczniowcy by usłyszeli, że już za późno, oczywiście z winy poprzedników...