Wczoraj rządowy fundusz inwestycyjny QIA miał poinformować stronę polską czy chce kupić
majątek stoczni w Gdyni i Szczecinie. Niestety, do godz. 24 wszystkie najważniejsze agencje i ważni rzecznicy prasowi oraz politycy nie odbierali telefonów. Powód, w sprawie stoczni nie mieli nic do
powiedzenia. Katarczycy nadal milczą lub liczą pieniądze i czekają na poranne otwarcie banku, by dokonać przelewu... ale poszedłem z wyobraźnią do przodu.
Sobota
Minister Aleksander Grad
zastrzegł, że nie można zapominać o tym, w jakiej sytuacji jest dziś przemysł stoczniowy na świecie. Przypomniał, że nawet w czasie koniunktury nasze stocznie przynosiły straty. Liczby mówią za siebie W
latach 2002-06 straty na kontraktach szacuje się na 1,3 mld zł w Stoczni Gdynia i 1,4 mld zł w Stoczni Szczecin, w sumie kilkadziesiąt kontraktów o stratach od kilkudziesięciu do kilkuset milionów każdy.
I miał rację. Na to są liczne dowody.
Minister uważa, że jeśli Katarczycy nie zdecydują się na zakup majątków stoczni, ich przyszłość zależeć będzie od decyzji Komisji Europejskiej za sprawą
przedłużenia terminu sprzedaży obydwu stoczni. Aleksander Grad przyznał jednak także, że opłacalność produkcji stoczniowej w Europie jest obecnie bardzo niska i nie można mieć pewności, że w zakładach w
Gdyni i Szczecinie produkcja zostanie wznowiona. Z mojego punktu widzenia na budowę nowych jednostek w polskich stoczniach nie ma najmniejszych szans. Można śmiało powiedzieć, że Europa - poprzez tanią
siłę roboczą w Chinach - przestaje budować statki. Mimo wszystko zainteresowanie majątkiem stoczni w Gdyni i Szczecinie ze strony oficjalnych czynników katarskich jest nadal aktualne - powiedział
dziennikarzom z kolei premier Donald Tusk, komentując spotkanie ministra skarbu z przedstawicielami Qatar Investment Authority.
- Obawy dotyczą trudnej sytuacji na światowym rynku w branży
stoczniowej, więc rozumiem, że potencjalny inwestor stara się dokładnie oszacować ewentualny zwrot z tej inwestycji - powiedział premier. i dodał, że zainteresowanie ze strony Katarczyków jest na tyle
intensywne, że wciąż rozmawiają na temat zakupu majątku obu stoczni. Natomiast nie ma pewności, czy w tych stoczniach kiedykolwiek będą budowane nowe statki.
----------------------------------
Komentarz
Słuszne słowa Panie Premierze. Dziś bowiem armatorzy walczą o przeżycie, biorąc na swoje pokłady wszystko co się w portach "rusza", by przetrwać do lepszych czasów. I nikt nie
myśli o budowie nowych jednostek. Oczywiście w innej sytuacji są tacy armatorzy jak np. Polska Żegluga Morska, która swój tonaż odnawia od kilku lat na Dalekim Wschodzie. Poza tym PŻM buduje statki za
dobrą cenę, której żadna stocznia w Europie nie jest w stanie zaoferować, zwłaszcza dzisiaj.
Co zatem stanie się dalej, zobaczymy. Rząd jest przygotowany zarówno na wzmocnienie inwestora
katarskiego, jak i na rozpisanie nowego przetargu. I, niestety, żadne protesty i inne formy walki o stocznie nie pomogą. Związkowcy muszą sobie uzmysłowić, że stocznie europejskie, niemal wszystkie, mają
ogromne kłopoty z utrzymaniem się na pochylni i trzeba się z tym faktem pogodzić. Z polskim stanem także. Nie ma wyjścia. Problem katarski to "problem czysto finansowy, gospodarczy inwestora",
spowodowany trudną sytuacją w przemyśle stoczniowym. Inwestor zastanawia się, czy kapitał który zaangażuje w stocznie, zwróci się w ciągu najbliższych 10-15 lat. Każdy następny będzie podobnie myślał. Z
problemami finansowymi borykają się m.in. duńska stocznia Odense Steel Shipyard oraz litewska Lithuania Baltija Shipyard, które mają być wystawione na sprzedaż. I rząd niemiecki będzie miał te same
problemy co polski a może i nawet większe. Katar jest jeden. Zwiększona konkurencja na rynku stoczniowym wynika ze wzrostu wydajności stoczni w krajach o taniej sile roboczej na Dalekim Wschodzie, w
szczególności w Chinach. Przypomnijmy również niemieckie stocznie Wadan Yards ogłosiły bankructwo, ponieważ od lutego 2008 r. nie otrzymały nowych zamówień.
Jeżeli wszystko pójdzie po naszych i
katarskich myślach to czy polskie stocznie nagle dostaną portfel zamówień ? Nie sądzę, bo akurat do tanich one nie należały. Więc darujmy sobie jakiekolwiek nadzieje na pozyskanie zamówień. Jeśli sprawy
nie pójdą w dobrym kierunku, Katarczycy zrezygnują z polskich stoczni, to dajmy sobie spokój z szukaniem nowego inwestora strategicznego. Po prostu nie znajdziemy takiego, który od razu wybuduje w
Szczecinie czy w Gdyni nowego Titanica. Chociaż...marzenia to piękna rzecz i trzeba je mieć.