Szczecińscy związkowcy razem z metalowcami z innych krajów Europy i polskimi górnikami będą dziś w Brukseli manifestować
w obronie stoczni. Podczas specjalnego spotkania mają przekonywać unijnego komisarza ds. zatrudnienia, że po zamknięciu zakładu pojawi się olbrzymi problem bezrobocia.
Na dzisiejszą demonstrację do
Brukseli pojechało wczoraj 110 związkowców ze Szczecina i regionu, 10 ze Stoczni Gdynia i 40 górników z Katowic. Na miejscu mają do nich dołączyć przedstawiciele związku zawodowego branży metalowej z
innych krajów Europy W manifestacji ma też uczestniczyć prezydent Szczecina Piotr Krzystek oraz były premier, a obecnie eurodeputowany z ramienia PO, Jerzy Buzek.
- Cieszymy się, że naszą sprawę
poparli koledzy z innych krajów i polscy górnicy - podkreślał Mieczysław Jurek, przewodniczący Zarządu Regionu NSZZ "Solidarność" Pomorza Zachodniego. - Górnictwo to jedna z najsilniejszych branż w
naszym związku. Przed podjęciem decyzji przez Komisję Europejską w sprawie stoczni chcemy wykorzystać każdą możliwość nacisku. Podczas spotkania z Vladimirem Szpindlą, unijnym komisarzem ds. rynku pracy i
zatrudnienia, chcemy powiedzieć, że decyzja o upadłości stoczni będzie miała katastrofalne skutki społeczne.
Związkowcy liczą też, że w Brukseli uda im się poznać szczegóły przygotowanego przez
Mostostal Chojnice programu restrukturyzacyjnego stoczni. Zarzucają ministrowi skarbu Aleksandrowi Gradowi, że wbrew wcześniejszym deklaracjom, nie chciał im pokazać tego dokumentu.
- Podczas
niedawnego spotkania z unijną komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes dowiedzieliśmy się tego, czego nasze rządy nie chciały nam powiedzieć od kilku lat Widać, że w Unii Europejskiej stronę społeczną
traktuje się poważniej niż u nas. Gdyby jednak nasza delikatna perswazja nie przyniosła efektu w sprawie stoczni, na pewno na niej nie poprzestaniemy - zapowiada Mieczysław Jurek.
Przypomnijmy, że
w piątek polski rząd przesłał do Brukseli programy restrukturyzacyjne trzech polskich stoczni, w tym Stoczni Szczecińskiej Nowej. Od tego, czy zostaną one tam zaakceptowane, zależy, czy przedsiębiorstwo
nie będzie musiało zwracać udzielonej mu pomocy publicznej i zostanie sprywatyzowane. W przeciwnym wypadku grozi mu upadłość.