Każda rocznica jest okazją, żeby opowiadać nieprawdziwe historie. 1 września niczym się nie wyróżnia, ale na tych łamach
zajmiemy się liczbami, jak to przeważnie czynimy.
W ubiegłym roku Norman Davies wydał książkę "Europa walczy 1939-1945, nie takie proste zwycięstwo", w której przy pomocy matematyki broni tezy,
że walki na froncie wschodnim angażowały większość potencjału III Rzeszy, więc to ZSRR uczynił najwięcej dla pokonania Niemiec. Davies przyjmuje, że "z grubsza rzecz biorąc, stopień zaangażowania
(wojskowego państwa - przyp. MB) można mierzyć w osobomiesiącach, przyjmując, że jeden żołnierz walczący przez sześć miesięcy stanowi odpowiednik sześciu żołnierzy walczących przez jeden miesiąc".
Reszta jest więc tylko liczeniem i porównywaniem. Proste, zbyt proste...
Autorowi wychodzi, że na Wschodzie wojska radzieckie i niemieckie przewalczyły łącznie 406 milionów "żołnierskich
osobomiesięcy", a na tak zwanym drugim froncie przeciwnicy zaliczyli wspólnie tylko 16,5 milionów tych jednostek miary. Liczba ta urośnie do 36 milionów, jeśli dodamy walki we Francji w 1940 roku,
kampanię północnoafrykańską i front włoski. Jednak nadal jest to ponad 10 razy mniej niż na Wschodzie. Taka różnica budzi wątpliwości już na pierwszy rzut oka, a bliższe przyjrzenie się faktom ujawnia
błędy, bo nie chcemy posądzać profesora o manipulacje. Na przykład, na Zachodzie Davies nie zauważa "dziwnej wojny" z lat 1939-1940, czyli stanu, gdy dwie armie stały naprzeciw i zbierały siły.
Natomiast podobne sytuacje na Wschodzie są zaliczone do sumarycznego wysiłku, bo tam "kampania trwała nieprzerwanie przez 46 miesięcy". Nasuwa się pytanie, czy profesor pamięta ze swojej książki o
powstaniu warszawskim, ile miesięcy Armia Czerwona stała nad Wisłą w 1944 roku?
Jednak my zabieramy głos z powodu innego uproszczenia, a mianowicie pominięcia działań w na morzu (a także w
powietrzu). Jest to zaskakujące u przedstawiciela narodów z wyspy ostatniej nadziei. Na Wschodzie zlicza więc Davies wszystkich ludzi, którzy nosili mundur, niezależnie jakiego koloru. Natomiast na
Zachodzie pula obejmuje tylko tych, co walczyli na froncie lądowym. Tymczasem taka Royal Navy rozwinęła się od 100 tysięcy mundurowych na początku wojny do miliona na jej koniec. Jeśli przyjmiemy średnią
pół miliona i pomnożymy to metodą Daviesa, wychodzi 35 milionów, czyli wkład Zachodu rośnie dwa razy. Ale to nie koniec, bo są jeszcze wielcy alianci - atlantyckie floty USA oraz Kanady, ponadto
sojusznicy mniejsi, no i są przeciwnicy, czyli Kriegsmarine i Reggia Marina. Nie wchodząc w szczegóły, otrzymujmy dodatkowe 55 milionów osobomiesięcy.Na Zachodzie profesor pomija też żołnierzy
uczestniczących w wojnie powietrznej, tymczasem sama tylko obrona przeciwlotnicza III Rzeszy w 1944 roku angażowała milion ludzi! Gdy nasz zgrubny rachunek zbliża się do 200 milionów, to w książce Daviesa
(str. 125) odkrywamy, że liczba 406 milionów osobomiesięcy na froncie wschodnim maleje nagle do 226 milionów! Autor nie wyjaśnia, gdzie mu się podziało 180 milionów jednostek jego miary, ale nie będziemy
o to pytać.
Tymczasem jeśli porównamy owe 226 milionów z obliczonymi przez nas 190 milionami, to twierdzenie, że "kolosalna przewaga frontu wschodniego nie podlega dyskusji", dyskusji właśnie
podlega. Podlega tym bardziej, że na lądowego frontowca ze Wschodu przypadało średnio kilkadziesiąt kilogramów stali w uzbrojeniu i sprzęcie, na jego towarzysza z Zachodu - kilkaset, a na marynarza -
ponad 10 ton. Nie wiemy, w jaki sposób nadać stali statystyczną wagę, ale profesorowi wypadałoby to zrobić. No bo co by to było, gdyby te miliony pocisków wystrzelone w niebo nad III Rzeszą zużyto na
froncie wschodnim?
Oczywiście, wiele osób uważa, że nam byłoby od tego lepiej, ale nie poruszają kwestii, kto, kiedy i w jakim stanie by nas wyzwolił?