Rozmowa z Marianem Jurczykiem, przywódcą legendarnego Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Szczecinie,
byłym prezydentem Szczecina
- W jaki sposób z perspektywy 29 lat ocenia pan wydarzenia Sierpnia 80? Czy czuje pan satysfakcję?
- Nigdy nie żałowałem tego, że uczestniczyłem w
strajku. To było wielkie i ryzykowne przedsięwzięcie, ale się udało. Podpisaliśmy Porozumienia Sierpniowe. Wydarzenia te przyczyniły się do zmiany sytuacji nie tylko w Polsce, ale także w Europie
Środkowo-Wschodniej.
Krytycznie oceniam jednak kolejne rządy III RP. Martwi mnie, że władze centralne sprzedały majątek narodowy. Dziś nie mamy dużych zakładów pracy, banków i handlu. A nikt na świecie
nie będzie się liczył z narodem, który nie produkuje, a tylko pracuje na rzecz obcych.
- Jaki klimat panował w stoczni szczecińskiej w sierpniu 1980 roku?
- Klimat był wspaniały, a
dyscyplina bezpieczeństwa podczas strajku nienaganna. Nie zawiodła nas organizacja, a przecież choćby wyżywienie tak dużej liczby osób nie było zadaniem łatwym.
Na szczęście nie doszło do siłowego
uderzenia na stocznię. Byliśmy jednak przygotowani na każdy scenariusz, nawet na wybuchy w zakładzie celem zastraszenia przeciwnika, ale nie niszczenia stoczni. Było jednak pokojowo i kiedy podpisywaliśmy
porozumienia, panowała euforia.
- Co dziś powiedziałby pan stoczniowcom?
- Nie wyobrażam sobie Szczecina bez stoczni. Obawiam się jednak, że trudno będzie odbudować ten zakład. Zamówień
nie zdobywa się przecież z dnia na dzień. Niestety, wszystkie rządy machnęły na stocznię ręką, a w Brukseli niewiele się w tej sprawie robiło.
Nie bez winy są też papierowe związki zawodowe. Zamiast
wycieczek do Brukseli i całowania się z panią komisarz, trzeba było zrobić w stoczni referendum i zapytać pracowników, czy chcą strajku. Sprawa byłaby czysta: albo strajkujemy i pracujemy, albo się
rozchodzimy.
- Dlaczego przy okazji rocznic wydarzeń z lat 70. i 80. głośno jest w kraju o zasługach Gdańska w obalaniu komunizmu, a Szczecin kwituje się jednym zdaniem?
- Wiele spraw
zaważyło na tym, że dziś mówi się o Wałęsie i Gdańsku. Myślę, że niepotrzebnie powiedziałem w Trzebiatowie w 1981 r., choć był to fakt, że trzy czwarte osób w rządzie nie jest Polakami. Już wtedy dostałem
wiele ostrzegawczych telefonów w stylu: Marian, zniszczą cię.
Błędem szczecińskiego komitetu strajkowego było też to, że nie wpuściliśmy na teren stoczni zagranicznych dziennikarzy. W ten sposób
informacja ze Szczecina nie poszła w świat. Poza tym przez całe życie broniłem polskiej racji stanu, a władzom nie było to na rękę.
- Co jest dla pana powodem do większej dumy: to, że był pan
sygnatariuszem Porozumień Sierpniowych, czy to, że był pan prezydentem Szczecina?
- Nie byłoby prezydenta Jurczyka, gdybym nie uczestniczył w strajku w 1980 r. Dumny jestem z obu wydarzeń. Żal mi
jednak, że na koniec mojej kadencji nie ufało mi aż 96 proc. wyborców. To był głównie efekt tego, że media przedstawiały mnie w negatywnym świetle. A przecież za mojej kadencji zostało przygotowanych i
rozpoczęło się wiele inwestycji, m.in. drogowych. Ruszyła budowa oczyszczalni Pomorzany. Wywalczyłem 9 z 12 mln zł na remont katedry. Daliśmy po 7 mln zł na policję i straż pożarną. Została przygotowana
lokalizacja i plan finansowania budowy hali widowiskowo-sportowej. Przygotowaliśmy do otwarcia Różankę. Odszedłem osiem miesięcy przed regatami The Tall Ships Races, które przygotowywaliśmy przez
kilka lat.
Dużą sprawą było także podpisanie listu intencyjnego z Chińczykami na inwestycję wartą 1,5 mld euro. Przy Jeziorze Dąbskim miało powstać nowoczesne nabrzeże z 4 tys. miejsc na jachty i 13
tys. mieszkań dla ludzi najbiedniejszych. Żałuję, że pomysł nie doczekał się realizacji przy nowej władzy, tym bardziej że Szczecin bardzo potrzebuje dziś inwestycji.
- Lech Wałęsa zapowiada, że
jeśli będzie taka potrzeba, to wystartuje w wyborach na prezydenta Polski. Czy pan także jest gotowy ponownie walczyć o fotel prezydenta Szczecina?
- Z dwóch powodów nie będę tego robić. Po
pierwsze: w tym roku kończę 74 lata. Po drugie: nie mam już takiego zdrowia.
- Co zatem pan porabia? Widzę u pana na stole książkę: "Przerwana dekada. Edward Gierek"...
- Na bieżąco
śledzę informacje medialne i czytam książki. A to jedna z nich. Aktualnie czytam też inną książkę, którą zamówiłem przez internet, zatytułowaną "Byłem szefem wywiadu u naczelnego wodza". Bardzo
interesująca lektura.
- Dziękuję za rozmowę.