Premier Donald Tusk mówił wczoraj, że nikt nie jest zainteresowany zakupem stoczni w Gdyni i Szczecinie jako całości;
rynek skurczył się o 50 proc., a nasze statki nie są ani najtańsze, ani najlepsze na świecie.
"Nikt nie jest zainteresowany zakupem tych stoczni jako całości; możemy sobie dla poprawy nastroju
rozmawiać, że jest rynek światowy, który łaknie polskich statków; informują państwa, że tak nie jest" - powiedział Tusk na konferencji prasowej po wczorajszym posiedzeniu rządu. "Szukamy na siłę
inwestora i znajdujemy - takiego, jakiego znaleźliśmy. (...) Gdybyśmy nie poszukali potencjalnego inwestora z Kataru, to nikt nie byłby zainteresowany zakupem tych stoczni" - mówił.
"Czy mam
dzisiaj poczucie, że inwestor katarski trochę wybrzydza? Tak. Po sprawdzeniu sytuacji tych stoczni, ich realnej wartości, po zbadaniu rynku - m.in. badano, kto w Polsce byłby zainteresowany zakupem
jakichś jednostek produkowanych w tych stoczniach -inwestor zaczął się zastanawiać" - kontynuował premier.
Tusk poinformował, że jego rozmowa z premierem Kataru polegała m.in. na nabraniu do
siebie większego zaufania, żeby było możliwe ewentualne przejęcie zakupu przez rządową agencję katarską. "Czy uzyskamy finał o jaki nam chodziło? Nikt nie daje nam 100-procentowej gwarancji" -
podsumował Tusk. Podkreślił jednocześnie, że nie można liczyć na produkcję statków w stoczniach, gdy inwestor nie będzie miał pewności, że je sprzeda.
Szef rządu podkreślał, że zadaniem jego rządu, w
tym ministra skarbu Aleksandra Grada, było szukanie "inwestora w Polsce, w Europie i na świecie, który byłby zainteresowany zakupem całości stoczni (a nie w kawałkach - PAP)". Zwrócił się jednocześnie
do opozycji i związkowców: "nikomu nie zamykamy drogi do szukania inwestora".