Jeżeli inwestor nie wpłaci pieniędzy, sprzedaż stoczni rozpocznie się na nowo, a minister skarbu straci stanowisko -
zapowiedział w piątek premier Donald Tusk. Przedstawiciel inwestora deklaruje jednak, że nie wycofuje się z zakupu zakładów.
Na wniosek inwestora termin zapłaty za majątek stoczni w Szczecinie i
Gdyni został przesunięty z 21 lipca na 17 sierpnia. Zdaniem ministra skarbu Aleksandra Grada i reprezentującej kupującego spółki Polskie Stocznie, przyczynił się do tego wysłany do inwestora list
Szczecińskiego Stowarzyszenia Obrony Stoczni i Przemysłu Okrętowego. Znalazły się w nim oskarżenia mówiące m.in., że Stocznia Szczecińska Nowa powstała w sposób bezprawny i części jej majątku są obarczone
wadą prawną.
W piątek na konferencji prasowej premier Tusk zapowiedział, że jeśli pieniądze nie wpłyną do końca sierpnia, ze stanowiskiem pożegna się minister Grad, mimo, że dobre ocenia jego
dotychczasowe działania. - Jest prośba ze strony inwestora o przedłużenie audytu, by mieć pewność, że wszystkie informacje, jakie otrzymał od ministra skarbu są rzetelne. To przedłużenie terminu powinno
wystarczyć. Jeśli nie, trzeba będzie problem zamknąć, przejąć wadium i zacząć proces sprzedaży na nowo - mówił premier.
Zapowiedział też, że jest gotów w tym tygodniu rozmawiać w tej sprawie ze
związkami.
- Najważniejsze, że premier podziela wątpliwości, które znalazły się w naszym piśmie skierowanym do niego i spotka się w tej sprawie z ministrem Gradem - podkreśla Krzysztof Fidura, szef
"S" w SSN. - Dymisja ministra nie byłaby dla nas pociechą w sytuacji, gdy 8 tys. ludzi jest poza stoczniami, zakłady stoją zamknięte, a produkcja jest wstrzymana.
Reprezentujący inwestora Jan
de Jonge na antenie TVN CNBC Biznes zapewnił, że nie ma mowy o wycofaniu się przez niego z transakcji. - Lepiej dobrze przejść przez ten proces, niż popełnić błędy i później mieć kłopoty z rewitalizacją
stoczni z powodu wad prawnych, których nie udało się odkryć - wyjaśnił.
Nie milkną jednak wątpliwości dotyczące przyczyn opóźnienia w zapłacie. Mówił o nich m.in. senator Krzysztof Zaremba, który
zorganizował konferencję pod bramą stoczni. - Wystąpienie ministra Grada ze śmieszną interpretacją, jakoby fakt niewywiązania się z płatności przez inwestora za majątek stoczni w Szczecinie i Gdyni był
spowodowany listem małego, nieznanego stowarzyszenia, wydaje się absurdem i potwierdza przekonanie wielu szczecinian, stoczniowców oraz moje własne, że cała tzw. transakcja była przygotowana na potrzeby
ostatniej kampanii wyborczej - zarzucał senator.
Powołując się na anonimowego informatora w resorcie skarbu, piątkowy "Dziennik" stwierdził, że rzeczywistym powodem nie jest list, a brak
zamówień na statki, czego mieli przestraszyć się katarscy inwestorzy.
Prof. Leonard Rozenberg z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego uważa jednak, że to nie statki są przyczyną. -
Jeżeli to jest poważny inwestor, to kupuje stocznię nie po to, żeby dziś na niej zarobić. Teraz jest kłopot ze statkami, ale kryzys nie będzie trwał wiecznie. W tego typu transakcjach dosyć łatwo
zniechęcić inwestora. Komuś na tym niewątpliwie zależy, bo ten list nie był przypadkiem. Wydaje mi się jednak, że nie jest on jedynym powodem przesunięcia wpłaty. Gdyby tak było, to przecież zapłaciliby
za stocznię w Gdyni, której list nie dotyczy. To zły sygnał, który wszystko przedłuża, ale myślę, że inwestor się nie wycofa - uważa ekonomista.