Jest szansa, że dzięki polsko-niemieckim inwestycjom Odra graniczna uzyska głębokość, która pozwoli barkom na pływanie
nią przez prawie cały rok. Zmniejszyć ma się też zagrożenie powodziowe. Polscy armatorzy podchodzą jednak sceptycznie do tych planów.
Odra to nie tylko szlak żeglugowy z południa na północ kraju,
ale także okno na śródlądowe wody Niemiec i Europy Zachodniej. Niestety, zaniedbana rzeka pozwala dziś na w miarę swobodną żeglugę tylko na niektórych odcinkach. W najgorszych jej miejscach głębokość nie
przekracza 70 cm. Ma to zmienić redagowana właśnie polsko-niemiecka umowa, które zakłada wiele prac i inwestycji mających poprawić sytuację na granicznym odcinku rzeki.
- Zamiar jest taki, żeby na
Odrze granicznej docelowo osiągnąć głębokość 1,8 metra z gwarancją 90 procent od Szczecina do ujścia Warty - mówi Andrzej Kreft, dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Szczecinie. - Jest to
minimalna głębokość, która powinna być zapewniona przez około 330 dni w roku. Powyżej Warty do Nysy Łużyckiej gwarancja ma sięgać 80 proc., czyli trochę powyżej 300 dni w roku. To poprawi sytuację żeglugi
i zwiększy bezpieczeństwo mieszkańców nadodrzańskich terenów. Jeśli nie ma głębokości, to nie mogą pracować lodołamacze - wyjaśnia dyrektor.
Planowane jest też udrożnienie jeziora Dąbie. Inwestorem
tego przedsięwzięcia ma być RZGW, ale kosztami po połowie podzieli się strona polska i niemiecka. Niemcy mają się także zająć śródlądowym połączeniem portu Schwedt z Bałtykiem. Już w tej chwili rozpoczęli
budowę nowej podnośni statków w Niederfinow, znacznie większej od tej, która tam istnieje. Na planowane inwestycje strona polska powinna wydać ok. 700-800 mln zł do 2025 r. Sytuacja na rzece ma się jednak
poprawić wcześniej.
- Zamiar jest taki, żebyśmy z roku na rok poprawiali parametry głębokości w najgorszych miejscach. Myślę, że do 2015 r. będziemy mieli na Odrze do Warty głębokość 1,2 m z
gwarancją 90 proc. Średnio rocznie udrażnialibyśmy 10 kilometrów Odry granicznej. Musimy się jednak liczyć z utrudnieniami związanymi z Naturą 2000. Wyznacza ona okresy, w których nic nie można robić ze
względu na okres godowy ptaków czy tarło ryb. Do tego dochodzą niskie stany rzeki i jej zlodzenie zimą, więc w ciągu roku pozostają 4 miesiące na realizację prac - ocenia dyrektor Kreft.
Armatorzy
śródlądowi sceptycznie podchodzą jednak do tych planów.
- Mamy tu chociażby Program Odra 2006, który do dziś nie został zrealizowany - zarzuca Zbigniew Garbień, prezes Związku Polskich Armatorów
Śródlądowych. - Mówimy o zwiększeniu głębokości tylko na Odrze granicznej, a co powyżej ujścia Nysy Łużyckiej? Dziś są olbrzymie problemy ze spławianiem towarów z południa Polski, bo jest za mało wody nie
tylko dla żeglugi towarowej, ale nawet turystycznej. Jak nie będzie po czym pływać, to do 2025 r. może nie być dla kogo udrażniać rzeki, gdyż nie będzie tu naszej floty śródlądowej - ostrzega
prezes.