Sąd Najwyższy Wielkiej Brytanii wydał decyzję o uznaniu postępowania kompensacyjnego prowadzonego wobec Stoczni
Szczecińskiej Nowej i Stoczni Gdynia. Dzięki temu zażegnana została groźba storpedowania stoczniowej specustawy przez zagranicznych wierzycieli stoczni.
Już na etapie tworzenia specustawy podnosiły
się ostrzeżenia, że może ona zostać podważona przez zagranicznych wierzycieli stoczni. Decyzja brytyjskiego sądu ma tu kluczowe znaczenie, gdyż najczęściej działają oni na podstawie prawa angielskiego.
Uznał on, że zastosowane u nas pierwszy raz w przypadku stoczni tzw. kompensacja jest formą postępowania upadłościowego i ma podobne skutki dla wierzycieli. Ich zobowiązania nie mogą być więc
egzekwowane, ale jedynie zgłoszone do listy wierzytelności.
- Chodzi o to, żeby wierzyciel, który działa na prawie angielskim i zrobił np. jedną śrubkę do statku wybudowanego w stoczni, nie
zaaresztował go na Malcie czy gdziekolwiek indziej - wyjaśnia Roma Sarzyńska, rzecznik prasowy Agencji Rozwoju Przemysłu. - Daje to poczucie bezpieczeństwa, o które zarządca kompensacji starał się na
wniosek wszystkich armatorów. Stało się to teraz, gdyż możliwości prawne uznania tej ustawy przez sąd w Anglii powstały dopiero niedawno. Zostało to zrobione tak szybko, jak tylko się dało.
Zdaniem
prof. Dariusza Zarzeckiego, ekonomisty z Uniwersytetu Szczecińskiego, obawy dotyczące możliwości podważenia specustawy nie były bezzasadne. - Za tą ustawą przemawiało to, że została ona przygotowywana w
porozumieniu z Komisją Europejską. Była ona jednak w dużej mierze unikalna i mogła stać w sprzeczności z przepisami polskimi, unijnymi i prawodawstwem innych krajów chociażby ze względu na duże tempo jej
opracowywania.
Ekonomista uważa, że niektóre rozwiązania ze stoczniowej specustawy sprawdziły się i mogłyby zostać na stałe wprowadzone do polskiego prawa. - Spotkałem się z wieloma głosami w tej
sprawie, m.in. ze strony syndyków, które mówiły, że dobrze byłoby mieć je w normalnych postępowaniach upadłościowych. Pozwalają one szybko sprzedać i zagospodarować majątek przedsiębiorstwa, a następnie
zaspokoić wierzycieli. Sprawy nie ciągną się latami. To może być przyczynek do dyskusji na temat zmian w prawie upadłościowym, o których mówi się od lat - ocenia prof. Dariusz Zarzecki.