Ponad 50 pracowników Portowych Centralnych Warsztatów Mechanicznych w Szczecinie przestało dostawać pobory. Spółka
ma też inne długi. Ostatnią deską ratunku ma być dla niej zewnętrzny inwestor.
- Sytuacja wygląda gorzej jak źle - alarmuje Jerzy Gaszyński, przewodniczący "Solidarności" w PCWM. - Pracownicy
nie mają zapłacone za ostatni miesiąc, a niektórzy za dwa miesiące. Z czego ci ludzie mają żyć?
Pracownicy PCWM od lat zajmowali się naprawami ruchomych urządzeń portowych. W 2007 r. Zarząd
Morskich Portów Szczecin i Świnoujście sprzedał wszystkie posiadane w nich udziały szczecińskiej spółce Pro Kon Stal, która sama obecnie boryka się z olbrzymimi kłopotami. W kwietniu tego roku większość
udziałów PCWM odkupiła szerzej nieznana prywatna osoba - Krzysztof Rabczewski.
Portowe spółki przeładunkowe w ostatnich latach w coraz mniejszym zakresie korzystały z usług PCWM, więc zaczęła ona
zajmować się produkcją stalowych elementów okrętowych i obróbką ze skrawaniem. W tym roku sytuacja spółki znacznie się jednak pogorszyła. Poza poborami zalega ona m.in. ze składkami na ZUS i opłatami za
dzierżawę 6,5 ha terenów dla ZMPSŚ.
- Długi narastały z miesiąca na miesiąc i nie było odpowiedniej reakcji zarządu - zarzuca szef produkcji Andrzej Górecki. - Były przychody, ale my tych pieniędzy
nie widzieliśmy. Pracę właściwie jesteśmy sobie w stanie zapewnić. Musimy mieć tylko gwarancje, że będziemy mieli czym robić. Teraz nie ma na paliwo, gazy, elektrody, drut - załamuje ręce pracownik PCWM.
Sytuacją w spółce zaniepokojony jest ZMPSŚ. - Jest ona dla nas podmiotem zewnętrznym, ale zalega nam za dzierżawę terenu kilkaset tys. zł - mówi Wojciech Sobecki, rzecznik prasowy zarządu. -
Wypowiedzieliśmy jej umowę dzierżawy, bo dalej nie możemy finansować tego deficytu. Prowadziliśmy rozmowy z zarządem i płatności były przekładane. Próby rozwiązania tej sytuacji, niestety, nie przyniosły
rezultatu.
Dariusz Szewczyk, prezes PCWM i były szef Pro Kon Stal, uważa, że sytuacji spółki jest winne załamanie w branży wywołane kryzysem, które pozbawiło ją zyskownych zamówień na produkcję
okrętową. - Gdyby nie ono, w ogóle nie byłoby problemu. Spada też ilość przeładunków portowych i w najbardziej dla nas dochodowej części remontowej, PCWM staje się niepotrzebny. Mamy do spłacenia długi.
Jeżeli wykonamy prace na zlecenie jakiejś firmy, to zapłata od niej trafia na rachunek komornika - mówi D. Szewczyk.
Prezes przyznał, że nie wierzy w możliwość samodzielnego uratowania się spółki.
Liczy, że zostanie ona przejęta przez norweskiego inwestora, z którym prowadzi rozmowy lub zainteresowanych, z którymi rozmawia ZMPSŚ. Decyzji spodziewa się w ciągu tygodnia. - Jeżeli inwestor nie wypali,
to powinniśmy natychmiast składać wniosek o upadłość, żeby dalej się nie zadłużać i nie pozostawiać w niepewności pracowników - deklaruje Dariusz Szewczyk.
Na inwestora liczy też ZMPSŚ. - Są dwie
firmy chętne do prowadzenia działalności na tym terenie. Zależy nam też, żeby jak największa część pracowników PCWM znalazła zatrudnienie w nowym podmiocie - twierdzi Wojciech Sobecki.