Badanie próbek pobranych z holenderskiej barki i z miejsca zanieczyszczenia - portu w Step-nicy, nie potwierdziło,
że źródłem wycieku substancji ropopochodnych była ta właśnie jednostka. Zdaniem Inspekcji Ochrony Środowiska w Urzędzie Morskim w Szczecinie, który zajmował się sprawą, może być ono na lądzie.
Andrzej
Wyganowski, który trzy tygodnie temu poinformował Urząd Morski o zanieczyszczeniu basenu portowego w Stepnicy substancją ropopochodną powątpiewa jednak w to, że wyciek pochodzi z lądowego źródła. W
pobliżu linii brzegowej nie ma bowiem w Stepnicy potencjalnych trucicieli.
- Nie ma tu przedsiębiorstw, które mogłyby skazić wodę w Zalewie Szczecińskim. Jest co prawda pewna spółka, port rybacki,
dwóch dzierżawców na terenie portu, ale podmioty te nie prowadzą działalności, która może być przyczyną zanieczyszczenia - powiedział A. Wyganowski. - Poza tym nie wiemy, skąd inspektorzy pobrali próbki
na holenderskiej jednostce. Jest to o tyle istotne, że jeden ze świadków widział podobno, jak na holenderskiej barce myto w porcie pokład. Jeżeli to prawda, to była podstawa do interwencji. Nie oznacza to
jednak, że Holendrzy odpowiadają za wyciek.
Najprawdopodobniej więc sprawca zrzutu zanieczyszczeń w stepnickim porcie może spać spokojnie.
Pocieszające jest w tej całej sprawie jedynie to, że
zanieczyszczenie było niewielkie i tylko powierzchniowe (warstwa ropopochodnej substancji tworzyła - jak się dowiedzieliśmy w Urzędzie Morskim - cienki "film na powierzchni").
Zdaniem wójta,
śledztwo w sprawie zrzutu zanieczyszczeń jest skazane na niepowodzenie.