Od ponad 0,5 mln zł do prawie 32 mln zł wynoszą ceny wywoławcze w przetargu na poszczególne składniki majątku Stoczni
Szczecińskiej Nowej. Gdyby nie zostały przebite, całą stocznię można by kupić za niecałe 100 mln zł.
W opublikowanym 16 marca ogłoszeniu o przetargu na sprzedaż majątku SSN podane zostały tylko
wysokości wadium, które do końca kwietnia muszą wpłacić zainteresowani inwestorzy. Wysokość cen wywoławczych za 9 części stoczniowego majątku i udziały w dwóch spółkach zależnych została opublikowana
ostatnio w komunikacie zamieszczonym na internetowej stronie SSN. Stanowią one 10-krotność wadium.
Ich rozpiętość jest bardzo duża, np. cena wywoławcza za pakiet "Kadry" wynosi trochę ponad
0,5 mn zł, za część "Odra" zapłacić trzeba przeszło 14,88 mn zł, a za "Wulkan" ponad 31,90 mn zł.
Zdaniem prof. Dariusza Zarzec-kiego, ekonomisty z Uniwersytetu Szczecińskiego, który wyceniał
Stocznię Gdynia, nie są to wysokie ceny i mogą być atrakcyjne dla inwestorów. - Jest to tzw. wymuszona sprzedaż, gdyż dotyczy ona dużej ilości unikalnych aktywów sprzedawanych w krótkim czasie. Dlatego
cena jest zredukowana w stosunku do normalnej rynkowej. Trzeba jednak pamiętać, że to tylko cena wywoławcza, która niczego nie przesądza. Zostało określone minimum, które na podstawie ustawy
kompensacyjnej ma bronić interesu wierzycieli. Gdy będzie zainteresowanie, inwestorzy mogą te ceny przebijać. Przy wyprzedażach stoczniowego majątku na świecie zdarza się, że na wszystko cena wywoławcza
wynosiła np. 1 euro. Niskim poziomem cen wywoławczych na majątek SSN jest zaskoczony Jan Jęczkowski, były szef techniczny stoczni oraz dyrektor projektującego jej przebudowę biura Promor. - Chociaż
przetarg tylko się od nich zaczyna i tak byłem zdziwiony ich wysokością. To stwarza zachętę dla inwestorów. Trzeba by jednak przy sprzedaży przeciwdziałać groźbie rozdrobnienia majątku stoczni, tak żeby
powstała chociaż jedna część zdolna do produkcji statków.
W piątek z zakładem pożegnała się kolejna, licząca ok, 500 osób, grupa pracowników, których umowy są rozwiązywane przez zarządcę w ramach
programu dobrowolnych odejść. Pierwotnie liczba odchodzących miała sięgać ok. 530 osób, ale zmniejszyła się po przesunięciu do kolejnej tury zwolnień grupy osób znajdujących się w trudnej sytuacji.
-
Ta grupa nie liczy nawet 10 proc. zwalnianych - szacuje Jacek Kantor, szef zakładowej Solidarności 80. - Teraz kolejne grupy będą zwalniane co dwa tygodnie. Poczynając od kadłubowni, praca będzie
stopniowo wygaszana na kolejnych wydziałach. Problem powstanie po 31 maja, bo do pilnowania majątku stoczniowego potrzebnych będzie wtedy 200-300 osób. To trzeba będzie jakoś rozwiązać, bo inaczej zakład
zostanie zdewastowany.