Do pracowników Stoczni Szczecińskiej Nowej dotarły broszury, które wyjaśniają im, w jaki sposób mogą skorzystać
z odszkodowań i innych form pomocy zapisanych w specustawie. Wczoraj rozpoczęło się także zbieranie deklaracji do programu dobrowolnych odejść.
Sprawa barku informacji na temat zasad korzystania z
programu ochrony pracowników stoczni była jednym z tematów niedawnego spotkania związków zawodowych z szefostwem Agencji Rozwoju Przemysłu. Zgodnie ze złożonymi wtedy obietnicami, w poniedziałek do
stoczni dotarły przygotowane przez ARP broszury informacyjne.
"Nie możemy obiecać, że każdy zachowa swoje miejsce pracy. Dlatego w ustawie został zapisany program ochrony pracowników. W ramach
tego programu ustawa zapewnia państwu możliwość dobrowolnego odejścia z pracy połączonego z wypłatą zwolnionego z podatku odszkodowania" - we wstępie napisał Wojciech Dąbrowski, prezes ARP.
- Każdy
pracownik dostał taką broszurę. Opisuje ona, na jaką pomoc mogą oni liczyć na podstawie specustawy - wyjaśnia Izabella Maruszczak z SSN.
W wydawnictwie znalazło się bardzo ważne przypomnienie:
tylko osoby, które złożą deklarację o rozwiązaniu umowy o pracę po pierwszym wezwaniu, czyli do 26 stycznia 2009 r., mogą liczyć na odszkodowanie w pełnej wysokości. W późniejszych terminach będzie to już
tylko 80 lub 50 proc. Odpowiednie deklaracje trafiły wczoraj na stoczniowe wydziały.
- Trzeba je wypełnić w dwóch egzemplarzach i złożyć za potwierdzeniem odbioru - wyjaśnia Krzysztof Fidura,
przewodniczący zakładowej "Solidarności". - Jest czas do 26 stycznia, więc lepiej zachować zimną krew, przeczytać broszurę i złożyć dopiero, jak ktoś będzie już przekonany. Wyboru za dużego tu nie ma,
bo to jedyny sposób, żeby otrzymać te odszkodowania.
Stoczniowe związki wystąpiły do zarządu swojej firmy, żeby spotkać się z nim i ustalić zasady, na których do 31 maja w pracy pozostawać będą
pracownicy niezbędni do utrzymania produkcji.
- Wiadomo, że pierwszym kryterium będzie, czy taka osoba jest w ogóle potrzebna. Chodzi nam jednak o sytuację, gdy jest dwóch pracowników o takich samych
kwalifikacjach i uprawnieniach. Chcielibyśmy, żeby w pracy mógł pozostać wtedy ten, który ma trudniejszą sytuację życiową, np. bezrobotną żonę i dzieci na utrzymaniu. To są sprawy, które trzeba wtedy brać
pod uwagę - ocenia Krzysztof Fidura.