"NIE" radzi Unii, Rosji i Ukrainie.
Polska uczestniczy w obecnej odsłonie gazowego kryzysu głównie krzykiem.
Prezydent, jego urzędnicy i większość polskich mediów nawołują do wsparcia Ukrainy i pomstują na Rosję. Rząd jest ostrożniejszy i tajemniczy. Unia Europejska nie chce jednoznacznie angażować się po jednej
lub drugiej stronie. Jest za-interesowana szybkim wznowieniem dostaw gazu do Europy, ale wykazuje zainteresowanie rozwiązaniami doraźnymi i tymczasowymi. Taki charakter ma propozycja Putina, który obiecał
wznowienie dostaw pod warunkiem skierowania przez UE obserwatorów, którzy na granicy rosyjsko-ukraińskiej będą badali przepływ gazu na granicznych wejściach do ukraińskich gazociągów i na wyjściach z
nich.
Interesujące, że nikt - jak dotychczas - nie zaproponował trwałego uregulowania spornych kwestii związanych z tranzytem rosyjskiego gazu przez Ukrainę. Biorąc pod uwagę to, że spory między
producentem i właścicielem linii tranzytowych wystawiają na szwank interesy odbiorców towaru, ci mogliby wziąć sprawę we własne ręce. Zaproponować osobne porozumienia z rosyjskim producentem i ukraińskim
właścicielem rury. Kupować od Gaz-promu paliwo loco ukraińska granica wschodnia (po odpowiednio niższej cenie), a ukraińskim przedsiębiorstwom płacić za tranzyt. Transakcja handlowa zostałaby uwolniona
od politycznego kontekstu.
Ukraina nie mogłaby szantażować Rosji i wymuszać ulgowych cen groźbą utrudnień w tranzycie, nie mogłaby też podkradać rosyjskiego gazu, bo po przekroczeniu granicy byłby
on własnością unijną. Rosja w tej sytuacji łatwo ustanowiłaby handlowe reguły w stosunkach z Ukrainą, a ewentualne spory o ceny nie narażałyby interesów państw trzecich.
Korzyści strony rosyjskiej
byłyby głównie ekonomiczne. Ukraina z kolei weszłaby w bliższe niż dotąd powiązania z UE, świadczyłaby usługi tranzytowe jej, a nie Rosji, mogłaby ubiegać się o jej pomoc (nawet w postaci odstąpienia
części już nabytego od Rosji gazu) w razie kryzysu. Zyskałaby więcej rzeczywistej nie-zależności. Korzyści Ukrainy byłyby głównie polityczne. UE zyskałaby pewność dostaw, ale musiałaby przyjąć większą
odpowiedzialność za Ukrainę i większą gotowość do świadczenia jej pomocy. Każda ze stron musiałaby z czegoś zrezygnować, ale też coś istotnego by zyskała.
Wygląda na to, że nikt do takiego czy
podobnie trwałego rozwiązania się nie kwapi. Rosja nie chce dopuścić do ściślejszego powiązania Ukrainy z UE. Woli straty ekonomiczne i powtarzające się kryzysy, łagodzone półśrodkami. Ukraina
przyzwyczaiła się żyć na gazie kupowanym za pół ceny oraz na szantażu tranzytowym i chce utrzymać ten stan rzeczy tak długo, jak się da. UE - wbrew deklaracjom - nie widzi interesu w bliższym wiązaniu się
z mało stabilną politycznie, i gospodarczo Ukrainą, obawia się zwłaszcza brania jej na garnuszek. Woli zatem prowizorycznie zażegnywać kryzysy tranzytowe, a na dłuższą metę zmniejszać ich znaczenie
dywersyfikując nie tylko źródła do-staw, lecz też budując nowe linie przesyłowe omijające państwa tranzytowe.
Polsce pozostaje tylko kibicowanie. Prezydent uważa, że jak najgłośniejsze.