PRAWIE 300 rybaków w naszym regionie otrzymało rekompensaty za 60 dni postoju w porcie w zeszłym roku. Rybacy na
ogół dobrze oceniają tempo załatwienia formalności i wypłaty pieniędzy. Znacznie więcej kontrowersji wzbudza wśród nich system połowów dorsza wprowadzony od początku tego roku.
PRZEŁOM 2008 i 2009
r. przyniósł bałtyckim rybakom sporo nowości. Ich skutki będą miały wpływ na branżę nie tylko w najbliższych miesiącach.
Pierwszą z nich był uruchomiony w listopadzie specjalny program po-mocy
publicznej, który objął wszystkich rybackich armatorów, niezależnie od gatunków poławianych przez nich ryb. Miał on wynagrodzić im skutki kryzysu gospodarczego, wzrostu cen paliw w tym roku i trudną
sytuację w ich branży. Podstawowym warunkiem, który musieli spełnić zainteresowani, było 60 dni postoju w porcie w 2008 r. Wysokość rekompensaty była zależna od wielkości jednostki i wyniosła od 56 800 zł
(do 15 metrów długości) do 77 100 zł (ponad 25 metrów). Dodatkowo właściciele kutrów dostali 8220 zł za każdego zatrudnionego załoganta.
Pieniądze na kontach
Specjalne umowy z Agencją
Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa rybacy mogli podpisywać do końca grudnia 2008 r.
- W naszym regionie podpisanych zostało 299 umów - poinformował Sebastian Król, kierownik z Oddziału ARiMR w
Szczecinie. – Pieniądze za umowy podpisane do Wigilii były przelewane na konta armatorów do końca roku. Kilka umów zostało podpisanych między świętami a Nowym Rokiem i właśnie teraz są w ich
ramach przekazywane pieniądze.
Podobnie sytuacja z rekompensatami wygląda w całej Polsce. Z komunikatu centrali ARiMR wynika, że umowy podpisane zostały z 736 armatorami rybackimi, z których już prawie
wszyscy otrzymali rekompensaty. W sumie Agencja przekazała na konta rybaków ponad 55 mln zł. Teraz wszyscy rybacy, którzy otrzymali pieniądze, muszą udokumentować do 1 lutego, że rzeczywiście spełnili
warunki do ich otrzymania.
Rybacy oceniają, że tegoroczna akcja wypłaty rekompensat została przeprowadzona szybciej niż bywało to w poprzednich latach, kiedy na wypłatę pieniędzy czekali nawet
siedem miesięcy Dłużej na rekompensaty będą musieli jednak poczekać ci armatorzy, którzy w zeszłym roku ponieśli straty z powodu wprowadzenia zakazu połowów dorszy W tym przypadku konieczne jest
utworzenie specjalnego komitetu monitorującego z udziałem przedstawicieli środowiska rybackiego. Inaczej niż w przypadku poprzednich rekompensat, pieniądze wypłacone zostaną dopiero po zweryfikowaniu
przez ARMiR wszystkich dostarczonych dokumentów. Rekompensata ma uwzględniać 25-dniowy postój w okresie między 22 maja a 30 czerwca oraz od 1 do 30 września. Zależnie o długości jednostki wypłata wyniesie
w tym przypadku od 23 675 do 32 125 zł.
Dorszowy łut szczęścia
Zupełnie inaczej problemy z niskim limitem dorsza zostały rozwiązane w tym roku. Pod koniec grudnia w Morskim Instytucie
Rybackim w Gdyni odbyło się losowanie, w którym wytypowane zostało 147 z 458 kutrów mających ponad 8 metrów długości. Tylko one w tym roku będą miały prawo do połowów dorsza bez ograniczeń. Pozostałe 2/3
rybackiej floty może łapać inne gatunki ryb, a za zakaz połowów dorsza otrzyma rekompensaty. Według wyliczeń Ministerstwa Rolnictwa, w zależności od długości jednostki, wyniosą one od 130 do 280 tys. zł,
co stanowi połowę wartości normalnego limitu połowów dorsza.
Cały system działa w trzyletnim cyklu. Tylko przez jeden rok właściciel kutra będzie w nim miał prawo do połowów dorsza, a przez dwa
otrzymywać ma rekompensaty. Przez cały czas ten gatunek ryby będą mogły odławiać jednostki mające do 8 metrów długości.
To rozwiązanie wzbudza jednak sporo kontrowersji wśród rybaków. - Myślę, że
jego negatywne skutki będziemy już odczuwać w marcu, bo w lutym będzie jeszcze flądra - ocenia Bogdan Waniewski, prezes Stowarzyszenia Armatorów Rybackich z Kołobrzegu. - Ludzie staną i będą czekać na
pieniądze. W dłuższej perspektywie to się nie będzie opłacało. Posypią nam się kadry. Jest zapis, że trzeba utrzymywać minimalny stan załogi, ale niektórzy planują zatrudnić rodzinę czy znajomych.
Spowoduje to, że prawdziwi rybacy uciekną na zachód albo do innej pracy w kraju. Wyjałowimy się z kadr, a w rybołówstwie najważniejsze jest doświadczenie zdobyte w pracy na morzu. Niestety nie było
politycznej woli, żeby to rozwiązać w inny sposób.