BANGKOK. Indyjski okręt skierowany do walki z piratami zatopił w ubiegłym tygodniu tajlandzki trawler, a nie
"statek matkę" piratów, jak podawano - poinformował wczoraj właściciel zatopionej jednostki. Dodał, że wciąż nie odnaleziono 14 członków załogi.
Jeden z rybaków został odnaleziony po sześciu dniach
dryfowania w Zatoce Adeńskiej. Potwierdzono też śmierć jednego członka załogi.
W ubiegłym tygodniu indyjska marynarka poinformowała, że należący do niej okręt "INS Tabar", który patroluje wybrzeże
Somalii, zniszczył w Zatoce Adeńskiej piracki "statek matkę". Kiedy indyjski okręt odpływał, statek płonął i z dużym prawdopodobieństwem mógł zatonąć.
Właściciel trawlera twierdzi, że jego statek
został ostrzelany przez indyjski okręt, który zaatakowali piraci.
Płynął on z Omanu do Jemenu z ładunkiem sprzętu rybackiego.
Władze indyjskie w dalszym ciągu twierdzą, że ich okręt działał
przeciwko zagrażającej mu jednostce piratów.
"Strzelaliśmy w samoobronie i w odpowiedzi na ostrzelanie naszego okrętu. To był piracki statek na międzynarodowych wodach i zachowywał się agresywnie"
- powiedział rzecznik indyjskiej marynarki. Dodał też, że statek, do którego strzelał "Tabar", był wyładowany amunicją.
Miał to być "statek matka", na którym piraci trzymają żywność, wodę i
paliwo. Kiedy "Tabar" chciał zatrzymać statek do kontroli, przycumowane były do niego dwie motorówki, a na jego pokładzie indyjska załoga zauważyła ludzi uzbrojonych w granatniki i broń
ręczną.