Siła przewodnia. 60 lat temu Bolesław Bierut proklamował stworzenie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, a
41 lat i 1 miesiąc później Mieczysław Rakowski ogłosił jej rozwiązanie. Osoby, których nazwiska są we współczesnym obiegu politycznym, opowiadają, że do PZPR należały: przypadkowo, krótko, biernie,
niechcący, dla towarzystwa, z zawodowej konieczności, aby dostać mieszkanie, żeby móc coś robić na przekór partii. Tego wciągnięto po pija-nemu, owego przez sen lub prowadząc na powrozie. Zresztą
wstępowanie mało kto pamięta, występowanie za to każdy.
Czytając te zwierzenia zrozumiałem nareszcie, dlaczego pomimo wielokrotnych starań nie chciano mnie nigdy przyjąć do PZPR. Pchający się do partii
ochotnik musiał wyglądać na kopniętego albo dywersanta.
Kolebka. W latach 80. rząd PRL co kwartał lub pół roku uchwalał dofinansowanie Stoczni Gdańskiej ze względów politycznych, żeby
stoczniowców uspokoić, a "Solidarności" nie rozdrażniać. To samo czyniły rządy III RP z identycznych powodów.
W czasach PRL załoga stoczni twierdziła, że dlatego do ich firmy trzeba dopłacać, że
władze przez serwilizm wobec ZSRR zawarły niekorzystne kontrakty na eksport statków do Wielkiego Brata.
W epoce RP nie ma Związku Radzieckiego ani serwilizmu, a Stocznia Gdańska nadal sprzedaje statki
poniżej kosztów wytwarzania. Powodem apolityczna nieudolność, archaiczne wyposażenie zakładu i przyzwyczajenie załogi do tego, że skoro pracuje w kolebce "Solidarności", to nie warto się wysilać, bo
rząd dopłaci.
Unia Europejska wymusiła przekazanie Stoczni Gdyńskiej i Szczecińskiej w obręb gospodarki rynkowej. Zezwoliła jednak, aby polski rząd do gdańskiej kolebki nadal dopłacał.
20 lat
temu rząd Mieczysława Rakowskiego postawił Stocznię Gdańską w stan likwidacji uznając, że Polski nie stać na taką kosztowną utrzymankę. Gdyby wówczas "Solidarność" i cała opozycja nie protestowały,
już pokolenie temu znikłoby bardzo kosztowne muzeum techniki. Protestujący głosili, że rząd Rakowskiego Stocznię Gdańską likwiduje ze względów politycznych, co uznano za szubrawstwo. Przez następne 20 lat
rządy III RP, w tym także Kaczyńskiego i Tuska, właśnie ze względów politycznych odbierały nam nasze pieniądze i nadziewały nimi kolebkę. Stocznia zaś coraz bardziej przyzwyczajała się do tego, że sukcesy
gospodarcze osiąga się paląc opony przed gmachami państwowymi w Warszawie i Brukseli, nie zaś redukując załogę, modernizując zakład i zgrabnie grając na rynku.
Muzeum "Solidarności" ulokowane w
muzeum techniki pochłania więcej środków niż wszystkie pozostałe muzea w Polsce razem wzięte. Biorąc pod uwagę pieniądze na przestrzeni dziejów bezzwrotnie wydane przez państwo na Stocznię Gdańską,
opłacałoby się firmę zamknąć dając każdemu pracownikowi w prezencie dom z ogrodem, dobre auto i dożywotnią rentę.
Meblościemka. Jaczejka katolickich dewotów "Fronda" zaatakowała koncern
biedameblarski IKEA. Wydał on katalog reklamowy, a w nim mowa o tym, że meble nadają się dla każdego typu rodzin. Wśród dwunastu ich odmian wymieniono parę gejów, co "Fronda" uznała za propagowanie
związków homoseksualnych. Według "Frondy" to, o czym się nie mówi, nie istnieje, a co wymienione, staje się bytem, np. Trójca Święta. Na początku bowiem było słowo.
Podsunąć spieszę, że także
heteroseksualne rodziny umeblowane są w sposób skłaniający do grzechu. Dywan kusi do robienia na nim cudzołóstwa, a nawet kazirodztwa. Moralnie poprawne łóżko załamywać się powinno od rozwiązłości czy też
pedofilii. Prawowierny stół winien mieć blat wiotki, zdolny unieść tylko porcje małe i postne. Katolicki fotel posiadać zaś właściwość zapadania się pod ciężarem grzesznych myśli. Odwrotnie krzesła.
Zaleca się ich masywność, aby uniosły oprócz kobiety jej błonę dziewiczą, a potem ciążę mnogą.
Proszę to potraktować jako scenariusz katalogu meblarstwa
katolickiego.