Kapitan porwanego u wybrzeży Kenii tankowca Sirius Star pochodzi spod Szczecina. Pracę u armatora statku, podobnie
jak drugi z porwanych Polaków, rozpoczął za pośrednictwem szczecińskiej agencji rekrutacyjnej.
Na pokładzie uprowadzonego w sobotę, przez somalijskich piratów tankowca jest dwóch Polaków - kapitan
statku i oficer techniczny. Pierwszy z nich mieszka w jednej z podszczecińskich miejscowości. Drugi - oficer techniczny to mieszkaniec okolic Trójmiasta. Dwanaście lat temu rozpoczęli oni pracę na
statkach armatora Sirus Star, którym jest firma Vela International Marine Ltd. należąca do sudyjskiego koncernu Armaco. Pomogła im w tym mająca swoją siedzibę w Szczecinie spółka Balteam. Wczoraj nie
chciała ona jednak ujawniać personaliów swoich klientów.
- To jest jeden z najlepszych armatorów na świecie i zatrudnia tylko najlepszych specjalistów - powiedziała nam Bożena Pietrusiewicz,
wicedyrektor Balteam. - Obaj są doskonale przygotowani. W trakcie rekrutacji jeździli na rozmowy do Londynu i musieli przejść wiele testów. Od tamtej pory są ciągle szkoleni, więc myślę, że dadzą sobie
radę w tej sytuacji. Armator ich wspiera i trwają rozmowy z porywaczami. Mamy nadzieję, że wszystko się zakończy pomyślnie - podkreślała Bożena Pietrusiewicz.
Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych w
specjalnym komunikacie podało wczoraj, że od operującej w tym rejonie 5. floty USA otrzymało informacje o dopłynięciu statku w okolice portu Eyl w Somalii. Zapewniło też, że ambasada RP w Nairobi
utrzymuje stały kontakt ze służbami konsularnymi UE i NATO.
Mający aż 319 tys. ton nośności i 330 m długości Sirius Star został odebrany przez armatora z koreańskiej stoczni w kwietniu br. Zbiorniki
porwanego tankowca wypełnia ok. 2 mln baryłek ropy naftowej o wartości ok. 100 mln dolarów. W skład jego 25-osobowej załogi poza Polakami wchodzą obywatele Wielkiej Brytanii, Chorwacji, Arabii Saudyjskiej
i Filipin. W swoim komunikacie armator zapewnia, że załoga jednostki jest bezpieczna i stara się zapewnić jej szybki powrót do domu. Trwają negocjacje z porywaczami.
Zdaniem Sebastiana Kalitowskiego,
prezesa zajmującej się morskim bezpieczeństwem szczecińskiej spółki Maritime Safety & Security, zapłacenie okupu to jedyne rozwiązanie tej sytuacji. - Piraci mają w rękach dwa argumenty: ludzkie życie
oraz cenny i niebezpieczny ładunek. Nikt na pewno nie ostrzela takiego statku. Podobnie jak przy odbijaniu zakładników na lądzie, najważniejszy byłby tu element zaskoczenia, a na niego trudno liczyć.
Porywacze cały czas są przygotowani na rozwiązanie siłowe. Oczywiście przekazanie okupu nie jest niczym chwalebnym, bo tylko zachęca następnych napastników. Uchronienie się przed takimi atakami jest
jednak bardzo ciężkie, a znajdujące się na tych wodach okręty amerykańskie i rosyjski niewiele mogą pomóc - ocenia ekspert.
Jego zdaniem kwota okupu będzie wyższa od podawanych w mediach 3 - 4 mln USD,
gdyż armatorzy płacili już piratom nawet 10 mln dolarów za uwolnienie statku o znacznie mniejszej wartości. Od początku roku somalijscy piraci zaatakowali u wybrzeży Wschodniej Afryki ponad 90 statków, z
których uprowadzonych zostało 36.