Szczecińscy stoczniowcy pojechali wczoraj do Brukseli na trzecią już manifestację w obronie swojego zakładu. Dziś
pod siedzibą Komisji Europejskiej mają do nich dołączyć koledzy z Gdyni.
Spod bramy Stoczni Szczecińskiej Nowej wyjechało wczoraj pięć autokarów, które zabrały ponad 200 manifestantów. Na
miejscu spotkają się oni ze 120 pracownikami Stoczni Gdynia. Inaczej niż podczas dwóch poprzednich demonstracji, związkowcy nie zabiegali tym razem o spotkanie z wysokimi urzędnikami komisji. Swoją
petycję w sprawie polskiego przemysłu okrętowego chcą dostarczyć im drogą dyplomatyczną.
- Pani komisarz Neelie Kroes trochę za głęboko ingeruje w sposób rozwiązania tego problemu w kraju - mówił
Krzysztof Fidura, przewodniczący zakładowej "Solidarności" w SSN. - Wymagania wobec polskiego rządu dotyczące likwidacji stoczni w imię jakiegoś programu ratunkowego idą za daleko. Według nas, można
szukać innych rozwiązań. Wcale nie trzeba oddzielać majątku od ludzi i go wyprzedawać. Dlatego w petycji napisaliśmy, że nie zgadzamy się, żeby polski rząd pod dyktando pani komisarz likwidował całą
branżę stoczniową w Polsce - podkreśla związkowiec.
Demonstracja ma odbyć się w godz. od 11 do 13 w pobliżu siedziby Komisji Europejskiej. Wcześniej związkowcy zapowiadali, że będzie ona miała
zdecydowanie bardziej "męski" charakter niż dwie poprzednie.
- Zawsze jedziemy demonstrować spokojnie - zastrzega Krzysztof Fidura. - Nie ukrywam, że emocje ludzkie są teraz spore. To już było
widać na tej manifestacji pod Urzędem Wojewódzkim w Szczecinie. Oczekujemy, że podczas wyjazdu do Brukseli albo tuż po powrocie otrzymamy jakieś informacje na temat zapowiadanego spotkania z panem
premierem. Mam nadzieję, że to się stanie, zanim my dotrzemy na ulice Warszawy.
Przypomnijmy, że przesłane 12 września przez polski rząd programy restrukturyzacyjne stoczni zostały źle przyjęte w
KE. Zamiast nich jej przedstawiciele zaproponowali wyodrębnienie majątku trwałego stoczni, sprzedanie go inwestorom i spłatę wierzycieli z uzyskanych w ten sposób pieniędzy. Spółka, która kontynuowałaby
produkcję stoczniową, nie byłaby dzięki temu obciążona koniecznością zwrotu udzielonej stoczni pomocy publicznej. Do wprowadzenia takiego rozwiązania konieczna jest jednak specustawa, nad której projektem
pracuje obecnie rząd.
Bogusław Liberadzki, europoseł, który wczoraj spotkał się ze stoczniowcami, ocenił, że to nie jest dobre rozwiązanie dla stoczni w obecnej sytuacji prawnej w Polsce. - Jeśli
majątek zostanie sprzedany inwestorom, na terenie stoczni powstanie kilka małych spółek i nie będzie to już jeden zakład. Sytuacja gospodarcza zmienia się dynamicznie. Dzięki wzrostowi kursu euro i dolara
stocznia może stać się bardziej rentowna i nie będzie jej potrzebna tak duża pomoc publiczna. Trzeba tu poszukiwać dobrych rozwiązań, bo nic nie jest jeszcze przesądzone - ocenia europoseł.