NA twarzach załogi stargardzkiej Odlewni Metali "Polmo" wciąż maluje się niepokój o dalszy los zakładu. Na znak
protestu przeciwko opóźnieniom w wypłatach wynagrodzeń, związkowcy wywiesili flagi przy bramie zakładu i na dwie godziny w środowy poranek odeszli od swych stanowisk pracy. Po długotrwałych rozmowach z
zarządem firmy udało się jednak osiągnąć porozumienie i protest na razie zawieszono.
W stargardzkim "Polmo", gdzie pracuje prawie 70 osób, nadal panuje trudna sytuacja. Pracownicy obawiają się,
że wkrótce stracą posady. Już teraz następują opóźnienia w wypłatach bieżących wynagrodzeń oraz odpraw dla dawnych pracowników, bo w firmie nie ma pieniędzy. Miejscowy komornik wystawił na licytację
grunty o powierzchni ponad 17,5 tys. m kw. wraz z zabudowaniami zakładu, ale nikt nie wykazał chęci nabycia nieruchomości. A zadłużenia firmy wobec wierzycieli i dawnych pracowników nie są regulowane.
- Zamiast pensji za wrzesień, otrzymaliśmy tylko dwieście złotych zaliczki - twierdzi Eugeniusz Mantyk, przewodniczący Solidarności 80 w stargardzkim "Polmo". - Jak mamy żyć za te pieniądze?
Na dwie godziny odeszliśmy więc od swoich stanowisk pracy, by pokazać, że umiemy walczyć o swoje. Wiemy, że nie jest to najlepszy sposób, ale nie mamy innego wyjścia. Widocznie w tym kraju trzeba
protestować i odchodzić od maszyn, aby otrzymać zapłatę za wykonaną pracę.
Po burzliwych rozmowach z zarządem przedsiębiorstwa związkowcom udało się jednak osiągnąć porozumienie. Uzgodniono, że dzisiaj
(piątek) pracownicy otrzymają zaległą część pensji. Protest na razie więc zawieszono, a o dalszym losie zakładu załoga porozmawia ponownie w przyszłym tygodniu.