Zakład Usług Żeglugowych, armator holowników, ma dziś pełny portfel zamówień na usługi morskie, a jego logo
doskonale rozpoznawalne jest na rynku Europy.
Rozmowa z Marią Ślusarczyk, prezesem zarządu Zakładu Usług Żeglugowych Sp. z o.o
- Na Morzu Bałtyckim jednostki pływające Zakładu Usług
Żeglugowych są coraz bardziej widoczne. Armator kojarzony jest z solidnym wykonawstwem morskiego rzemiosła, który znakomicie radzi sobie na wolnym europejskim rynku usług morskich. To jemu powierzane są
coraz trudniejsze zadania holownicze, w których sprawdza się zarówno tabor pływający, jak i wysokie umiejętności załogi.
- Z satysfakcją stwierdzam, że ponownie weszliśmy w okres prosperity.
Od kilku miesięcy mamy więcej ofert na swoje usługi niż jesteśmy w stanie wykonać. W pełni sprawdziła się nasza prognoza rozwoju rynku holowań morskich, po tym jak Bałtyk stał się morzem wewnątrzunijnym.
W coraz większym stopniu czerpiemy korzyści właśnie z morskich holowań. W strukturze przychodów firmy ponad 70 proc. zysku pochodzi właśnie z tej działalności. Sytuacja zmieniła się w ostatnich kilku
latach diametralnie, bowiem jeszcze niedawno, proporcje były zupełnie odwrotne.
- Jednym słowem, znakomicie wykorzystujecie boom na europejskim rynku usług żeglugowych. Ale do niego należało się
odpowiednio przygotować, zarówno od strony technicznej, organizacyjnej, jak i marketingowej.
- Tak jest w istocie. Weszliśmy w nową dla siebie przestrzeń specyficznych usług morskich. Gdyby
nie to z pewnością nie obsługiwalibyśmy trudnych logistycznie zleceń. Przykładem jest chociażby udział holownika "Tryton" w holowaniu zatapialnego zbiornika na surową ropę, będącego jednocześnie
podstawą platformy wiertniczej pracującej na Morzu Północnym.
Ze względu na rozmiary zbiornika, wynoszące 72 na 64 metry oraz zanurzenie wynoszące 7,5 metra, do jego przeholowania musiały zostać użyte
trzy bardzo mocne holowniki (w tym holownik "Tryton") o łącznym uciągu na palu ponad 300 ton.
- ZUŻ jako jedyna w Polsce holownicza firma funkcjonuje w warunkach zagranicznej konkurencji.
Wiadomo, że Fairplay kupiła akcje świnoujskiego PORT-HOLU, do przetargu którego stanęło także wasze przedsiębiorstwo. Czy w pani ocenie nie zagraża to interesom firmy?
- Stanęliśmy do
przetargu na nabycie akcji PORT-HOLU SA w Świnoujściu, ale nie za wszelką cenę. Założyliśmy, że zakup ten musi być dla nas korzystny. Nasze zastrzeżenia co do warunków (nie finansowych) zakupu
wykorzystano do odrzucenia oferty, tak by firmie Fairplay jako jedynemu oferentowi przedstawić chyba lepsze propozycje. Kulisy sprzedaży są delikatnie mówiąc owiane mgłą tajemnicy i na pewno wiemy tylko
to, że firma Fairplay akcje te kupiła. Snu z powiek nam to jednak nie spędza. Mamy bowiem tyle pracy w porcie Szczecina i Polic oraz na morzu, że nawet nie mamy czasu na podjęcie walki konkurencyjnej w
Świnoujściu. Co będzie w przyszłości - czas pokaże, wszystko przed nami.
Tak na marginesie, firma Fairplay nie wnosi na polski rynek usług holowniczych niczego, co byłoby w stanie nam zagrozić.
Zaangażowała w naszych portach przestarzałe, wysłużone jednostki, więc zakup PORT-HOLU jedynie unowocześnił jej flotę. W jakim stopniu, to wszyscy znający branżę doskonale wiedzą. Kiedy o tym myślę,
żałuję jedynie, że tak marnym rezultatem zakończyły się ambitne plany i zamierzenia Szczecińskiego Urzędu Morskiego, który zabiegał, by w naszych portach pływały nowoczesne i bezpieczne holowniki.
Zadowolił się natomiast jednym napędem cykloidalnym w zabytkowym kadłubie i dziś już nikt do tej idei nie wraca. Efekt jest taki, że ilość po raz kolejny nie przeszła w jakość i dla rzeczywiście nowych i
nowoczesnych holowników, takich jak nasz "Tryton" czy świnoujski "Uran", nie wystarcza pracy w portach i muszą szukać zatrudnienia w morzu.
- Czyli ZUŻ potrafi sprostać zagranicznej
konkurencji na Pomorzu Zachodnim...
- Zgodnie z powiedzeniem, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, jesteśmy firmą z przyzwoitym sprzętem i zahartowanymi załogami, która jest w
stanie wykonać każde zlecenie. Mamy przed sobą przyszłość, o którą musimy dbać, ale nie musimy się jej obawiać. Takie jest nasze kredo. Istotnym czynnikiem budującym naszą markę jest branżowe otoczenie,
armatorzy, agenci, którzy wiedzą, że nie tylko pieniądze się liczą. Dzięki pracy na morzu i związanej z tym obecnością na rynku międzynarodowym przekonaliśmy się też, że konkurencja może być uczciwa,
rzetelna, motywująca do podnoszenia jakości i bezpieczeństwa usług. Szkoda jedynie, że nie jest tak w każdym przypadku.
- Dziękuję za
rozmowę.