WCZORAJ Radio RMF FM podało, że na powierzchni Bałtyku w okolicy Darłowa pojawiła się plama ropy.
Sugerowano, że może ona mieć związek z zatonięciem pogłębiarki "Rozgwiazda", która w piątek osiadła na głębokości 25 metrów, 8 mil morskich na północ od latarni morskiej w Gąskach.
W
zbiornikach pogłębiarki znajduje się 25 tys. litrów paliwa. Jego wyciek oznaczałby katastrofę ekologiczną. Na szczęście rzeczywistość okazała się mniej zatrważająca.
Co prawda jakaś substancja
ropopochodna pojawiła się na powierzchni morza, ale nie na wysokości Darłowa, lecz 7 mil morskich na północ od Gąsek i na dodatek była niegroźna.
- To w zasadzie nie była plama ropy, tylko smuga
długa na sto, a szeroka na pięć metrów - wyjaśnia Wojciech Gola, kierownik Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Szczecinie. - Tak niewielka plama nie stanowi żadnego zagrożenia. Powiedziałbym,
że jest to incydentalny epizod, tym bardziej że wcale nie wiadomo, skąd pochodziła owa smuga.
Zanieczyszczoną wodę pobrali do badania funkcjonariusze z Morskiego Oddziału Straży Granicznej. Laboranci
ocenią, jakiego rodzaju substancja była na jej powierzchni. Akwen wokół miejsca tragedii "Rozgwiazdy" jest stale monitorowany przez Urząd Morski w Słupsku.