Ma 68 lat, słabość do eleganckich ciuchów i szpilek. Jej hobby to literatura. Jest na liście najbardziej wpływowych
kobiet świata. W ręku Neelie Kroes, unijnej komisarz ds. konkurencyjności, są losy szczecińskiej stoczni.
Po pierwszym spotkaniu w Brukseli z panią komisarz Kroes stoczniowi związkowcy byli pełni
euforii - gawędziła z nimi jak stara przyjaciółka, pozwoliła się prowadzić za rękę, nawet przymierzyła koszulkę z logo "Solidarności". Już byli pewni, że zadziałał ich szarmancki urok, gdy
niespodziewanie usłyszeli później, jak Kroes oświadcza, że nie ma ratunku dla stoczni Gdyni, Gdańska i Szczecina. Co za wstrętna baba...
W ręku tej 68-letniej Holender-ki, wpisanej na listę najbardziej
wpływowych kobiet świata, leży los wielu europejskich firm. Ma opinię osoby bezwzględnej i twardo dążącej do celu, nie dopuszcza do prób przejmowania firm. Nie dał jej rady nawet amerykański gigant
komputerowy Microsoft, którego ukarała ogromną grzywną. Od czasu do czasu zachodnie media coś pani komisarz mają za złe, od dawna wspominają o uwikłaniu jej męża w jakieś mało czyste interesy, ale jej
pozycja jest nienaruszona.
Co będzie z naszymi stoczniami? Jeszcze sprawy w Brukseli się toczą. Jak pisze "Wprost", ma ona tutaj bezwzględne zaufanie do austriackiego urzędnika Karla Soukupa, który
w tajnej notatce podobno radził potencjalnym nabywcom, by zaczekali do upadku Stoczni Szczecińskiej i dopiero po bankructwie kupili masę upadłościową.
Na swojej stronie internetowej pani komisarz pisze
o tym, że jej troską jest, by działalność gospodarcza w Europie prowadzona była na uczciwych zasadach i warunkach pełnej swobody.