Żadne decyzje jeszcze nie zapadły i nadal są szansę na uniknięcie negatywnej decyzji Komisji Europejskiej i
uratowanie Stoczni Szczecińskiej Nowej - zapewniali wczoraj przedstawiciele rządu, władz lokalnych i zarządu stoczni. Jej upadłość jest jednak na tyle prawdopodobna, że o planie podtrzymania produkcji i
pomocy dla stoczniowców w Warszawie mają dziś rozmawiać wszyscy zainteresowani.
We wtorek późnym wieczorem z Brukseli dotarty informacje, że unijna komisarz Neelie Kroes, po spotkaniu z polskim
ministrem skarbu, zamierza rekomendować KE wydanie negatywnej decyzji w sprawie programów restrukturyzacyjnych stoczni w Szczecinie, Gdyni i Gdańsku. Oznaczać to będzie konieczność zwrotu przez stocznie
udzielonej im przez rząd pomocy publicznej, co byłoby równoznaczne z ich upadłością.
Wczoraj minister skarbu Aleksander Grad powiedział, że podczas środowego spotkania pojawiła się ogromna rozbieżność
między oceną planów restrukturyzacji przez komisarz Kroes a informacjami zawartymi w tych planach. - Nie można mówić, że jest 12-proc. udział własny inwestora w Stoczni Szczecińskiej, kiedy jest ponad 40
-proc. - zarzucał minister.
Dlatego też szef MSP wysłał do KE pismo, w którym zaproponował, żeby unijna komisarz do piątku przedstawiła na piśmie wszystkie uwagi i zarzuty do programów. Wnioskował też
o powołanie zespołu pracowników KE, a może także zewnętrznych ekspertów, którzy niezależnie oceniliby te dokumenty.
Te propozycje zostały z miejsca odrzucone przez komisję. -Analiza planów
restrukturyzacyjnych polskich stoczni będzie zawarta dopiero w ostatecznej decyzji o zatwierdzeniu bądź odrzuceniu pomocy publicznej - powiedział rzecznik KE ds. konkurencji Jonathan Todd.
Napływające
z Brukseli wiadomości były wielkim zaskoczeniem dla stoczniowców. -Wszyscy spodziewali się pozytywnej odpowiedzi, obarczonej ewentualnie jakimiś dodatkowymi warunkami - podkreśla Krzysztof Fidura,
wiceprzewodniczący stoczniowej "Solidarności". -Wskazywało na to dobre samopoczucie ministra Grada i przyjęcie naszej delegacji w Brukseli przez panią komisarz Kroes. Myślę, że jako związkowcy
zrobiliśmy wszystko co możliwe dla ratowania stoczni - ocenia Fidura.
Coraz gorsze nastroje w stoczni próbował wczoraj poprawić prezes SSN Artur Trzeciakowski, który wygłosił przemówienie przez
zakładowy radiowęzeł. Podkreślał, że żadna decyzja w sprawie stoczni jeszcze nie zapadła, a komisarz Kroes tylko opiniuje programy.
- Nie ma żadnych przesłanek, które miałyby skłaniać zarząd do
przygotowania wniosku o upadłość - zapewniał prezes. - Równocześnie jednak ostrzegł załogę przed skutkami obecnej sytuacji tak w stoczni, jak i w jej otoczeniu. - Każdy będzie próbował wyrwać swoje
pieniądze. Mimo że dzisiaj w firmie jest bardzo dużo materiałów, może dojść do przestojów produkcyjnych. Chciałbym uniknąć sytuacji, w której zaczynamy zachowywać się tak, jakbyśmy już upadli - apelował
prezes.
Minister skarbu odrzucił wczoraj pomysł, żeby postawić stocznie w stan upadłości jeszcze przed wydaniem negatywnej decyzji KE, co miałoby uratować je przed zwrotem pomocy publicznej. Jego
zdaniem, byłoby to niezgodne z prawem wyprowadzenie majątku ze stoczni.
Grad przyznał jednak, że jego resort, w porozumieniu z samorządami i innymi ministerstwami, ma plan na wypadek wydania przez
KE negatywnej decyzji, który dotyczy inwestorów dla stoczni i pomocy stoczniowcom. Prawdopodobieństwo upadłości Stoczni Szczecińskiej Nowej i Stoczni Gdynia zwiększają nowe nieoficjalne informacje z
Brukseli. Wynika z nich, że KE oczekuje od polskiego rządu przesłania nowego planu restrukturyzacyjnego, ale takie-go, który zapewniłby przetrwanie Stoczni Gdańskiej. Jej zastrzeżenia do przesłanych 12
września programów mają dotyczyć m.in. zbyt dużej dodatkowej pomocy publicznej oraz zbyt niskiego wkładu własnego inwestora, którym w Szczecinie jest Mostostal Chojnice.
Zdaniem prof. Dariusza
Zarzeckiego, ekonomisty z Uniwersytetu Szczecińskiego, w przypadku upadłości SSN kontynuacja produkcji stoczniowej na bazie jej majątku będzie możliwa, chociaż może okazać się trudna. - Są duże zasoby,
pracownicy i znaczny potencjał produkcyjny. Pewnie znajdą się nabywcy. Mogą kupować zorganizowane części zakładu, gdzie będą prowadzić produkcję okrętową. Rząd nie może jednak mówić syndykowi, co ma
robić, a jego rolą jest jak najlepsza sprzedaż majątku upadłego dla zaspokojenia wierzycieli. Tymczasem, żeby kontynuować produkcję, syndyk musiałby szybko sprzedać aktywa stoczni wraz z kontraktami na
budowę statków. Nie rozumiem tej decyzji KE, w sytuacji, gdy na ratowanie banku Fortis wydaje się miliardy dolarów. Będzie ona miała u nas fatalny odbiór - ocenia prof. Zarzecki.
Przedstawiciele
lokalnych władz deklarowali wczoraj, że są przygotowani na wszelkie warianty. - Nasze działania były nastawione na prywatyzację stoczni - mówił Marcin Zydorowicz, wojewoda zachodniopomorski. - Nikt z nas
nie zostawi stoczni i stoczniowców bez wsparcia, jakie z naszej strony mogą dostać - twierdził.
Zarówno on, jak marszałek województwa Władysław Husejko i prezydent Szczecina Piotr Krzystek zapewniali,
że nie wyobrażają sobie miasta i regionu bez stoczni, która nadal ma szansę na sprywatyzowanie.
Dzisiaj zarząd stoczni, przedstawiciele związków zawodowych i zachodniopomorscy samorządowcy mają spotkać
się w Warszawie z ministrem Gradem. Oczekują, że szef resortu wyjaśni im, dlaczego unijna komisarz odrzuca program restrukturyzacyjny stoczni i powie, jakie ma dalsze plany
działania.