Co dokładnie zostało zapisane w programie restrukturyzacyjnym Stoczni Szczecińskiej Nowej, to obok decyzji Brukseli
największa w tej chwili zagadka w procesie ratowania zagrożonego upadłością zakładu. Minister skarbu i inwestor deklarują, że jego pracownicy nie powinni bać się zwolnień, bo w grę wchodzi jedynie zmiana
miejsca pracy i kwalifikacji. Związkowcy obawiają się jednak gorszego scenariusza.
W programie restrukturyzacyjnym szczegółowo opisane zostały działania prywatyzacyjne i naprawcze, które mają
umożliwić dalsze funkcjonowanie stoczni szczecińskiej. Przez ostatnie miesiące we współpracy z Ministerstwem Skarbu Państwa przygotowywał go Mostostal Chojnice - inwestor zainteresowany zakupem stoczni.
Jego robocze wersje kilkakrotnie były konsultowane w Komisji Europejskiej. W przygotowaniu programu pomagały też wynajęte w Brukseli kancelarie prawne, dzięki którym miał on się stać możliwie jak
najbardziej zgodny z europejskim prawem i praktyką działania KE. Europoseł Bogusław Liberadzki powiedział nam, że przygotowane w efekcie tej współpracy dokumenty zostały dobrze ocenione w Brukseli.
Pączkowanie stoczni
Gotowy program 12 września, w ostatnim dniu dopuszczalnego terminu, został przesłany do Komisji Europejskiej, która zajmuje się teraz jego analizowaniem. Wstępna decyzja w
tej sprawie może zostać podjęta nawet w ciągu najbliższych dni. Możliwe są tu trzy scenariusze. W pierwszym komisja zaakceptuje program i zapali zielone światło do jego realizacji. W drugim go odrzuci i
wyda decyzję, w efekcie której stocznia zostanie zmuszona do zwrotu udzielonej jej przez polski rząd pomocy publicznej. Ten wariant byłby równoznaczny z jej upadłością. Jest jeszcze trzecia możliwość -
komisja na razie wstrzyma się z wydaniem decyzji i będzie się domagać wprowadzenia kolejnych korekt czy też przesłania dodatkowych informacji dotyczących całego planu.
Poza tą niewiadomą największą
zagadką pozostaje to, co zostało zapisane w liczącym kilkaset stron programie restrukturyzacyjnym. Ogólnych informacji na ten temat podczas dwóch wizyt w Szczecinie i kilku spotkań w Warszawie udzielił
minister skarbu Aleksander Grad i przedstawiciele Mostostalu Chojnice. Podstawowym założeniem nowego programu jest bardzo ambitne: osiągnięcie przez stocznię trwałej rentowności już w ciągu najbliższych
dwóch - trzech lat Inwestor ma wnieść do zakładu 907 mln zł wkładu, z czego 104 mln zł mają być przeznaczone na inwestycje, a 242 mln zł na podwyższenie kapitału zakładowego. Cały program opiera się też
na założeniu, że KE pozwoli rządowi udzielić stoczni dodatkowe 400 mln zł pomocy, która ma być przeznaczona na pokrycie strat wynikających z zawartych w poprzednich latach nierentownych kontraktów na
budowę statków.
Stocznia tak jak dotychczas ma pozostać przede wszystkim producentem statków. Wiadomo już, że nie ma jednak mowy o tym, żeby funkcjonowała w dotychczasowej strukturze. Wynika to
m.in. z faktu, że obok Mostostalu w prywatyzacji zakładu aktywny udział będzie brać współpracująca z nim norweska stocznia Ulstein. Obaj inwestorzy mają podzielić strefy wpływów w zakładzie. Mostostal
chce zajmować się przede wszystkim produkcją wielkogabarytowych konstrukcji stalowych. Ma też zamiar na jednej z pochylni dokończyć budowę statków, na które zawarto w poprzednich latach kontrakty
Deklaruje, że później będzie produkował na niej zaawansowane technologicznie jednostki, jak chemikaliowce czy promy samochodowo-towarowe.
Ulstein na drugiej pochylni ma się skupić na tym, na czym
się zna najlepiej -budowie statków służących do obsługi platform wiertniczych znajdujących się m.in. w rejonie Morza Północnego i Zatoki Meksykańskiej.
W związku z tym zakład ma być podzielony na kilka
niezależnych podmiotów, z których każdy zachowa jednak w nazwie Stocznia Szczecińska Nowa. Największym z nich będzie spółka, którą Mostostal zamierza utworzyć wspólnie z Ulsteinem. Będzie ona
przygotowywała główne sekcje statków lub podstawowe konstrukcje stalowe dla innych działów stoczni. Ma mieć najwyższe zatrudnienie i otrzymać największe środki na inwestycje. Niezależny byt zyska też
stoczniowe biuro projektowe, które ma świadczyć usługi również dla firm spoza stoczni. Poza tym na stoczniowym terenie mogą się też pojawić inne spółki należące do koncernu KEM, w skład którego wchodzi
Mostostal Chojnice, a być może także inni inwestorzy
Obawy pracowników
Najwięcej emocji wzbudza jednak zapisana w programie sprawa restrukturyzacji zatrudnienia. Podczas ostatniej wizyty
w Szczecinie przedstawiciele Mostostalu podkreślali, że jest ona niezbędna chociażby z powodu zamknięcia od czerwca przyszłego roku trzeciej pochylni w stoczni. Będzie to realizacją unijnych wymogów
dotyczących ograniczenia przez zakład mocy produkcyjnych, w zamian za otrzymaną dotychczas pomoc publiczną. Inwestor deklaruje jednak, że nie przewiduje zwolnień grupowych, lecz jedynie zmiany miejsca
pracy i kwalifikacji załogi. Ma ona znaleźć zatrudnienie w stoczni i kooperujących z nią zakładach.
Skąpe informacje o tym, co na temat spraw pracowniczych zapisano w programie restrukturyzacyjnym,
niepokoją stoczniowych związkowców. Przypominają, że minister skarbu wcześniej obiecał, że przedstawi im program po ustaleniu z inwestorem jego ostatecznej wersji. Tak się jednak nie stało. Związkowcy
pojechali więc w ostatni czwartek na posiedzenie sejmowej komisji, na której minister Grad mówił o programach restrukturyzacyjnych stoczni. Niewiele to im jednak dało.
- Minister komisji powiedział
nawet mniej o programie niż podczas spotkania z nami w Szczecinie - opowiada Jacek Kantor, przewodniczący Solidarności 80 w SSN. - Bardzo nas to wszystko niepokoi. Jeżeli wszystko jest takie
wspaniałe, jak zapewniają, to po co to ukrywać? Obawiam się, że minister nie chce zbyt wcześnie ujawniać czegoś, co jest niepopularne. Jeśli program zostanie odrzucony przez Komisję Europejską, sprawa
będzie zamknięta Jeżeli będzie przyjęty, wtedy nie ma już innego wyjścia i trzeba będzie go zrealizować.
Związkowcy obawiają się przede wszystkim ewentualnych zwolnień-Z tego, co wiemy, to ok 2
tys. stoczniowców straci pracę w Gdańsku i Gdyni. U nas także mogą być zwolnienia, jeśli nie uda się dopiąć umów prywatyzacyjnych. Mostostal sam nie jest w stanie zagospodarować zakładu i musi to robić we
współpracy z Ulsteinem. Poukładanie tego wszystkiego to koronkowa robota i jeśli się nie uda, pracy nie starczy dla wszystkich - przewiduje Jacek Kantor.