Czy Euro 2012 może być powodem wykreślenia portu w Lubczynie z programu Zachodniopomorski Szlak Żeglarski? Może, bo
obecność w nim Lubczyny "wydawała się obniżać wiarygodność przyjętego założenia, właśnie w kontekście Euro 2012".
Kiedy w listopadzie 2006 r. dziesięć gmin i trzy stowarzyszenia podpisywały
porozumienie o przystąpieniu do projektu ZSŻ, miał on nie tylko zagwarantowane w Regionalnym Programie Operacyjnym 30 mln euro na budowę i remont marin, ale też przejrzystą koncepcję. Ta koncepcja to
połączenie niemieckich śródlądowych dróg wodnych (przede wszystkim okolic Berlina) z Odrą, jeziorem Dąbie, Zalewem Szczecińskim i Bałtykiem. Mariny miały powstać od Gryfina po Dziwnów i Świnoujście.
Dziś nie ma już pieniędzy, a i sama koncepcja szlaku żeglarskiego nie przypomina pierwotnej wersji. Wypadło z niej kilka zdawałoby się oczywistych lokalizacji (m.in. Lubczyna), pojawiły się za to
morskie porty ze wschodu województwa: Kołobrzeg, Mielno i Darłowo.
Port jachtowy w Lubczynie nie kwalifikuje się do projektu, bo nie pasuje do przyjętej ostatnio koncepcji szlaku żeglugowego. Koncepcję
tę opracowano bowiem nie tyle pod kątem rzeczywistych potrzeb, ile możliwości pozyskania środków na inwestycje. Zachodniopomorska Regionalna Organizacja Turystyczna (ZROT) postanowiła starać się o
pieniądze w Polskiej Organizacji Turystycznej. Warunkiem uzyskania środków finansowych z tego źródła jest związek projektu z Euro 2012. Jak pisze koordynator projektu Zbigniew Jagniątkowski, "w
uzasadnieniu wniosku przyjęliśmy, że na ME Euro 2012 mogą również kibice ze Szwecji, Danii, Niemiec, Holandii i innych krajów europejskich dopływać wodą na swoich jachtach. Dlatego obecność Lubczyny w tym
piłkarsko-żeglarskim projekcie wydawała się obniżać wiarygodność przyjętego założenia". Potrzebne są za to jachtowe porty morskie.
Koncepcja, że kibice na mecze rozgrywane na południu Polski
przypłyną jachtami do Darłowa czy Niechorza, jest ciekawa. Zapewne w dalszą drogę udadzą się pekaesem, wąskotorówką lub osobowym. Ale nawet jeśli przypłyną jachtami, to skąd założenie, że nie pasowałby im
bardziej port w Lubczynie, blisko Szczecina, a więc lotniska, kolei i w miarę dobrych dróg?
Andrzej Łukasiak - odpowiadający w gminie Goleniów za lubczyński port jachtowy - nie kryje rozczarowania
biegiem spraw.
- Od początku jesteśmy wciągnięci w sprawę szlaku żeglarskiego, traktujemy ją jako superważną dla gminy. Zaangażowaliśmy spore pieniądze, na samą dokumentację przebudowy przystani
gmina przeznaczyła około pół mln zł. Pomysł, by Lubczynę z programu wyłączyć jest, według mnie, bardzo zły, bo to jedno z ciekawszych miejsc w regionie. Pod koniec tygodnia burmistrz wystosował do
marszałka województwa pismo z protestem przeciw wykreśleniu Lubczyny z projektu. Mam nadzieję, że ostatecznych decyzji jeszcze nie podjęto i Lubczyna doczeka się inwestycji w portową infrastrukturę". Te
inwestycje to przede wszystkim budowa falochronu, pogłębienie toru wodnego, przebudowa nabrzeży i powiększenie portu. Wydatki sensowne i celowe.
Kłopoty z Zachodniopomorskim Szlakiem Żeglarskim to
przykład skutków radosnej twórczości urzędników. Spójna, przejrzysta koncepcja sprzed dwóch lat trafiła z konieczności do kosza. Bezsensowne warunki przydziału środków finansowych powodują, że powstają
takie hybrydy jak "szlak piłkarsko-żeglarski". Ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra - jak mawiał onegdaj Wiesław Gomułka.