Z decyzji Sejmu, który przesunął wprowadzenie zakazu stosowania w Polsce pasz zawierających genetycznie modyfikowaną soję do
końca 2012 r., zadowoleni są nie tylko producenci pasz i hodowcy zwierząt. Dzięki temu przed Elewatorem Ewą oddala się widmo drastycznego spadku przeładunków i zwolnienia większości załogi.
Zgodnie
z obowiązującą jeszcze wersją ustawy o paszach, po 12 sierpnia 2008 r. nie można by używać w Polsce genetycznie modyfikowanej soi. Zdaniem zwolenników wprowadzenia zakazu jest on niezbędny, gdyż masowe
używanie zmodyfikowanej soi może mieć nierozpoznane jeszcze negatywne skutki dla zdrowia, a nawet życia zwierząt i ludzi. Problem polega jednak na tym, że produkcja pasz aż w około 90 procentach opiera
się na tym tanim produkcie sprowadzanym z Ameryki Południowej. Nie sposób byłoby zastąpić go naturalną soją, której na świecie produkuje się tylko około 5 mln ton, podczas gdy zapotrzebowanie w samej
Polski szacowane jest na 2 mln ton.
Zakaz uderzyłby nie tylko w rolników i producentów pasz, ale i porty. W szczecińskim Elewatorze Ewa w latach niskich przeładunków śruta sojowa stanowi 70 procent
całości obrotów. W okresach większego obłożenia jej udział sięga połowy przeładunków. Dlatego zarząd zbożowej spółki przeładunkowej ostrzegał, że w efekcie wprowadzenia zakazu pracę stracić może co
najmniej 100 osób ze 140-osobowej załogi Elewatora.
Argumenty rolników, producentów pasz i portowców przekonały rząd, który zaproponował Sejmowi przesunięcie terminu wprowadzenia zakazu na koniec
2011 r. Na wniosek sejmowej komisji rolnictwa, posłowie zdecydowali się jednak przedłużyć możliwość stosowania genetycznie modyfikowanej śruty do końca 2012 r.
- Jest to dla nas bardzo dobra wiadomość
- ocenia Danuta Niedźwiecka, prezes Elewatora Ewa. - Mam nadzieję, że ustawę przyjmie teraz Senat i podpisze ją prezydent. Jest to wprawdzie tylko moratorium odsuwające termin jej wejścia w życie, ale
dzięki temu będzie czas na poprawienie przepisów oraz dostosowanie ich do wymogów naszego rynku i Unii Europejskiej. Ten zakaz spowodował już jednak zamieszanie i spadek obrotów soi. Wszyscy liczyli, że
przed jego wejściem w życie będą musieli pozbyć się zapasów, więc zmniejszyli swoje zamówienia. Do tego wszystkiego doszedł strajk rolników w Argentynie, którzy nie dostarczali soi. Jest jednak szansa, że
wszystko wróci do normy i w przyszłym roku będziemy mieli przeładunki na normalnym poziomie.