Ma 7,5 metra długości, silnik diesla, potrafi rozpędzić się do 40 węzłów, kosztowała 270 tysięcy złotych. To łódź
patrolowa Straży Miejskiej, która już drugi sezon pływa po Odrze. Strażnicy zapewniają, że dzięki niej odnieśli już kilka sukcesów.
Jako jedni z pierwszych odczuli obecność lodzi patrolowej ludzie
gustujący w piciu alkoholu nad rzeką. A ten wyszynk pod chmurką jest nie dość, że niebezpieczny, to szkodzi wizerunkowi miasta. Bo do niedawna turysta przyjeżdżający do Szczecina, wychodząc z dworca,
widział gromady pijaczków ciągnące na bulwar Piastowski. Liczni pili też w rejonie Trasy Zamkowej. Zdarzało się, że niektórzy z nich bez skrupułów załatwiali na miejscu potrzeby fizjologiczne.
-
Czasami przyłapywaliśmy ich na gorącym uczynku - śmieje się Ryszard Pruchnicki, jeden z sześciu strażników (wśród nich jest jedna kobieta) przeszkolonych do kierowania łodzią. - Na szczęście udało nam się
ograniczyć ten problem. Poskutkowały regularne interwencje. Interesują nas też wypływający na łodziach. Sprawdzamy rybaków. Robimy wspólne kontrole trzeźwości razem z policją.
Strażnicy na łodzi
uprzykrzają też życie złodziejom. Udało im się wykryć łych, którzy ukradli 200 kg kabla energetycznego z Przekopu Mieleńskiego. Złodzieje byli świetnie zorganizowani, mieli własny sprzęt i łódkę. W walce
z takimi grupami łódź patrolowa jest bezcenna.
Inny problem to niefrasobliwi robotnicy, którzy nielegalnie spalali na nabrzeżu odpady w beczkach. Strażnicy twierdzą, że ukrócili ten proceder. Udało się
im także, dzięki współpracy ze Strażą Rybacką, zniechęcić do połowów wędkarzy spinningujących na tzw. szarpaka. Do kwietnia tego roku ta metoda była na Odrze zakazana.
Na razie wciąż nierozwiązana
jest sprawa dzieci z północnych dzielnic, które kąpią się w rzece, gdy robi się cieplej. Takie kąpiele mogą być niebezpieczne z powodu pływającego po Odrze z dość dużą szybkością wodolotu. Gdy z rzeki
wystaje tylko głowa pływaka, sterujący wodolotem może jej nie zauważyć. Trudno jednak przekonać dzieci, żeby przestały się kąpać, skoro w dzielnicach, gdzie mieszkają, brak innych rozrywek.
Jednostki pływające należące do różnych służb przydają się też przy zabezpieczaniu imprez masowych. Podczas Dni Morza i finału Wielkich Regat łódź Straży Miejskiej pływała wraz z jednostkami m.in.
policji i Straży Granicznej.
- Podczas takich imprez nie brakuje pijanych śmiałków, którzy rzucają się do rzeki - opowiada Pruchnicki. - Wyławiamy ich. Musimy także zabezpieczać miejsca, gdzie będą
cumować duże statki. Staramy się regulować ruch na Odrze, dbać żeby małe jachty nie znalazły się w niewłaściwych miejscach. Wiadomo, że pływających jednostek wtedy jest wiele. Przypływają z Polski, z
zagranicy.
Goście z Zachodu odwiedzają nas codziennie. Płynąc Odrą minęliśmy kilka jachtów z niemiecką flagą. Strażnicy mówią, że do Szczecina przypływa też wielu Skandynawów i Francuzów. Pojawiają się
także duże łodzie motorowe, pełniące funkcję pływających domów. Z reguły należą do zamożnych emerytów z Zachodu. Obserwowanie tych jednostek jest- zapewniają strażnicy - coraz bardziej krzepiące. Od kilku
lat bowiem łodzie należące do polskich armatorów w niczym nie ustępują tym zachodnim.