Trzy programy restrukturyzacyjne, w tym jeden dotyczący stoczni szczecińskiej, zostały wczoraj, tuż przed upływem
ostatecznego terminu, przekazane przez rząd Komisji Europejskiej. Jeśli zostaną przez nią zaakceptowane, zakład będzie miał szansę na prywatyzację i przetrwanie.
Czwartek był ostatnim dniem, w
którym polski rząd mógł przekazać Komisji Europejskiej programy restrukturyzacji stoczni. Gdyby się z tego nie wywiązał, komisja wydałaby decyzję nakazującą zakładom oddanie udzielonej im przez rząd
pomocy publicznej, którą szacuje na około 5 mld zł. W praktyce oznaczałoby to ich upadek.
Informację o przesłaniu drogą elektroniczna do Brukseli programów restrukturyzacyjnych stoczni w Gdańsku,
Gdyni i Szczecinie minister skarbu Aleksander Grad ogłosił wczoraj na konferencji prasowej.
- Nikt nie wierzył, że w ciągu 5 miesięcy naszemu rządowi, Ministerstwu Skarbu Państwa i mnie osobiście
uda się nadrobić czteroletnie zaniedbania w przemyśle stoczniowym, a szczególnie w procesach jego prywatyzacji i restrukturyzacji - mówił minister.
Ocenił on, że wszystkie programy spełniają
oczekiwania KE, zakładające m.in. zapewnienie stoczniom trwałej rentowności, ograniczenie mocy produkcyjnej jako rekompensaty za udzieloną pomoc oraz zaangażowanie kapitału własnego kupujących. Inwestorzy
zaproponowali jednak, żeby zobowiązania stoczni podatkowe i wobec ZUS-u, które nie mogą być umorzone zgodnie z polskim prawem, zostały pokryte w części przez Skarb Państwa.
Grad zapowiedział, że
umowy prywatyzacyjne zakładów będą jawne. Będą oni musieli się też zgodzić w nich na podział zysków ze Skarbem Państwa, gdyby były one wyższe niż przewidują programy restrukturyzacyjne.
Program
dotyczący Stoczni Gdańskiej i Gdynia przygotowała ukraińska firma ISD (właściciel Stoczni Gdańsk). Oddzielny program dla Gdyni złożył Polish Shipbuilding Company.
- W przypadku Szczecina jest to
program przygotowany przez Mostostal Chojnice - poinformował nas Maciej Wewiór, rzecznik prasowy MSP. - Dopuszcza on jednak możliwość współpracy z norweską stocznią Ulstein Verft. Myślę, że odpowiedzi KE
można spodziewać się szybko, gdyż będzie jej zależeć na czasie. Zaczynają się wakacje, więc jeśli nie teraz, to do sprawy będzie można wrócić dopiero we wrześniu - ocenia rzecznik.
Wczoraj Sejm
przez aklamację przyjął uchwałę w sprawie przedłużenia terminu prywatyzacji polskich stoczni. Tego samego dzień wcześniej domagali się protestujący w Brukseli związkowcy. Wszelkie nadzieje rozwiał jednak
rzecznik KE ds. konkurencji Jonathan Todd.
- Polskie władze niestety nie dochowały już w przeszłości własnych zobowiązań w sprawie stoczni. Z tego powodu Komisja Europejska nie może dać Polsce
dodatkowego czasu - stwierdził rzecznik.
Dodał, że czas wydania decyzji będzie w dużej mierze zależał od zawartości programów. Jeśli zostaną one ocenione negatywnie, komisja wyda decyzję w ciągu
kilku tygodni. Gdyby uznała, że plany spełniają stawiane przez KE warunki, podjęcie decyzji może potrwać dłużej.
Zgodnie z wymaganiami KE, umowa prywatyzacyjna z przyszłym inwestorem powinna zostać
podpisana do 15 lipca. Związkowcy ze Stoczni Szczecińskiej Nowej są zaniepokojeni tym, że komisja nie zgodziła się na przesunięcie ostatecznego terminu prywatyzacji.
- Na pewno nie polepsza to
naszej sytuacji - ocenia Jacek Kantor, przewodniczący Solidarności 80 SSN. - Tak krótki czas na przeprowadzenie tak skomplikowanej operacji może przynieść sporo błędów i niedoróbek. Trudno byłoby w
nim sprzedać dom, a co dopiero mówić o sprzedaży tak dużego zakładu. Dobrze, że przygotowania do sprzedaży stoczni trwają już od dłuższego czasu. Nie wiadomo tylko, czy inwestor będzie w stanie spełnić
warunki stawiane przez KE, zwłaszcza te dotyczące finansowego zaangażowania w restrukturyzację zakładu - uważa związkowiec.