Decyzja o zamknięciu polskich stoczni może spowodować wycofanie się inwestorów z budowania statków w zakładach Trój-
miasta i Szczecina. Będzie to miało daleko idące konsekwencje gospodarcze, społeczne, a nawet polityczne - ostrzega Konfederacja Pracodawców Polskich.
O problemach polskich stoczni mówi się już obecnie
nie tylko na Pomorzu. Specjalne stanowisko w tej sprawie wydala KPP, która w całym kraju zrzesza ponad 6000 firm. Przypomina w nim, że Komisja Europejska grozi wydaniem decyzji nakazującej polskim
stoczniom zwrot udzielonej im pomocy publicznej, która jest przez nią szacowana na ok. 5 mld zł. Powołuje się tu na złamanie zasady równej konkurencji podmiotów w ramach UE. Chodzi o to, że firmy
dofinansowane przez państwo mają lepsze warunki do konkurowania z innymi przedsiębiorstwami, które nie otrzymały pomocy w takim zakresie. Zęby uniknąć zwrotu, Stocznia Szczecińska Nowa i Stocznia Gdynia
muszą zostać szybko sprywatyzowane, a Stocznia Gdańska ma przedstawić realny plan restrukturyzacji.
Dlatego też Konfederacja Praco-dawców Polskich zaapelowała do rządu o podjęcie zdecydowanych i
szybkich działań, które wypełniając unijne wymagania, nie dopuszczą do zmarginalizowania naszego przemysłu stoczniowego.
Z szacunków organizacji wynika, że bankructwo stoczni grozi zwolnieniem 10 tys.
zatrudnionych w nich osób. Pracę może też stracić kolejnych 70 tys. osób pracujących u ich kooperantów.
"Zwracamy uwagę, że unijne uregulowania rynkowe - akceptowane jako zasada - muszą być
realistycznie wprowadzane w życie. Musimy przekonać Brukselę, że proces prywatyzacji wymaga czasu. Nasze argumenty powinny być jednak poparte wiarygodnym planem restrukturyzacyjnym" - uważają
pracodawcy.
KPP przypomina, że proces restrukturyzacji stoczni w Unii Europejskiej był długi i w jego efekcie zamkniętych zostało wiele zakładów w różnych częściach Europy. Ponadto Komisja Europejska
powinna zwrócić uwagę na to, z jak silną światową konkurencją nasz przemysł stoczniowy musi się dzisiaj zmagać.