Drogie paliwo doprowadziło do bitwy europejskich rybaków z policją na ulicach Brukseli. Jego rosnące ceny to także
poważny problem polskich rybaków, których dodatkowo pogrążają kłopoty ze sprzedażą złowionych śledzi i szprotów.
Gniew europejskich rybaków wzbudziło coraz droższe paliwo, które powoduje, że łowienie
ryb przestaje się im opłacać. Wcześniej organizowali oni już protesty i blokady portów w swoich rodzimych krajach. W ostatnią środę rybacy z Hiszpanii, Portugalii, Włoch i Francji urządzili demonstrację
uliczną w Brukseli. Domagali się od Komisji Europejskiej wydania zgody na zwiększenie przeznaczonej dla nich pomocy, która miałaby zrekompensować im rosnące koszty paliwa.
- Jesteśmy tutaj, ponieważ
gdy tylko prosimy o pomoc własny rząd, mówią nam, że to wszystko wina Brukseli. I dlatego przyjechaliśmy do Brukseli - mówił cytowany przez PAP francuski rybak Alain Rico.
- Jest to problem, z którym
borykają się wszyscy europejscy rybacy i dlatego razem przyjechaliśmy, aby prosić Brukselę o pomoc - dodał jego włoski kolega Umberto Cogisnani.
Demonstracja zamieniła się w prawdziwą bitwę uliczną
z policją w centrum Brukseli. Jej uczestnicy zajęli jedną z głównych ulic miasta - rue de la Loi. Zablokowali też znajdujące się w pobliżu siedziby Komisji Europejskiej rondo Schumana oraz pobliskie
tunele samochodowe i stację metra. Demonstranci spalili unijną flagę, rzucali kamieniami i petardami, a nawet odpalali świetlne race. Wybili też okna w unijnych budynkach i przewrócili kilka samochodów.
Do ich rozproszenia policja użyła pałek i armatek wodnych.
Protest jak na razie nie wywołał oczekiwanych przez rybaków decyzji Komisji Europejskiej, która niechętnie odnosi się do dalszego zwiększania
pomocy dla rybaków. Joe Borg, unijny komisarz ds. rybołówstwa i polityki morskiej, mówił nawet niedawno, że europejskie floty rybackie muszą pozbyć się nadmiaru swoich mocy połowowych, żeby przystosować
się do drożejącego paliwa. Jego zdaniem, dopłaty do rybackich paliw byłyby nielegalne i nie rozwiązałyby problemu. Entuzjazmu innych unijnych krajów nie wzbudziła też propozycja Francji, żeby obniżyć
akcyzę na paliwa w całej UE.
Drogie paliwa są też problemem polskich rybaków bałtyckich.
- Ceny paliwa tak skoczyły, że niektórzy rybacy są już bliscy bankructwa - opowiada Bogdan Waniewski,
prezes Stowarzyszenia Armatorów Rybackich w Kołobrzegu. - Poszczególne kutry już są odstawiane. Przerywają połowy i nie wiadomo, co z tego będzie. U nas paliwo nie jest wprawdzie obciążone podatkiem VAT
ani akcyzą, ale i tak jest droższe niż w Hiszpanii, Portugalii czy Francji, gdzie w cenę wchodzą te podatki. Rybakom z tamtych krajów chodzi przede wszystkim o to, żeby UE dała pozwolenie na zmniejszenie
tych obciążeń. U nas cena paliwa dla rybaków jest wysoka już na wyjściu z rafinerii. Co gorsza jego sprzedażą nie zajmują się duże koncerny paliwowe, ale małe firmy. Przechodzi ono często przez kilku
pośredników, którzy doliczają swoje marże, a my na końcu jesteśmy skazani na jednego dostawcę. Efekt jest taki, że jak paliwo wychodzi z Rafinerii Gdańskiej, to kosztuje 1,90 zł za litr, a my je kupujemy
po 2,80 - 2,90 zł. Trudno tutaj mieć pretensje do rządu, bo tak działa u nas rynek - uważa Waniewski.
Rybacy oceniają jednak, że obecnie mają jeszcze większy problem od drogiego paliwa. Są nim
kłopoty ze sprzedażą złowionych śledzi i szprotów, które stały się jeszcze bardziej dotkliwe z powodu obowiązującego do końca września zakazu połowów dorszy dla jednostek powyżej 12 metrów długości.
-
Każdą ilość dorszy jesteśmy w stanie sprzedać od ręki. Tymczasem ze zbytem śledzi i szprotów jest ogromny problem. Nasz rynek jest całkowicie odsłonięty na eksport tych ryb. Rynek rybny i organizacje
producenckie w krajach starej UE są na tyle rozwinięte, że posługują się wszystkimi unijnymi dopłatami. Jest ich naprawdę wiele - od spraw administracyjnych zaczynając, przez planowanie połowów, a
skończywszy na samym rynku. Z unijnych pieniędzy można zapłacić np. za filetowanie złowionych ryb, ich przetransportowanie i przetrzymanie w magazynie. Do tego mają jeszcze określone ceny minimalne i
wycofania (dla ryb, które nie znalazły nabywców na rynku). Dlatego ryby z innych krajów UE mogą wchodzić do nas z cenami, które wydają się dumpingowymi. Gdyby u nas te rozwiązania działały, a minister
rolnictwa określił ceny minimalne i wycofania, momentalnie by się to skończyło. Wtedy surowiec, a nawet półprodukt rybny, nie mógłby wejść do nas w cenie niższej od minimalnej - uważa prezes rybackiego
stowarzyszenia.