Rozmowa z kpt. ż.w. Ryszardem Wróblem, prezesem Polskiego Stowarzyszenia Pilotów Morskich
Kurier: - Ilu
pilotów pracuje w polskich portach?
R. Wróbel: - Obecnie jest 88 pilotów w głównych portach - Gdańsku, Gdyni, Szczecinie i Świnoujściu, którzy działają w trzech spółkach. W portach Kołobrzeg i
Darłowo są pojedynczy piloci, którzy prowadzą własną działalność gospodarczą.
- Kim jest pilot?
- Zgodnie z kodeksem, pilot jest doradcą kapitana. Mówi mu, którędy należy płynąć, wydaje
jakby komendy, które rozumiane są przez załogę statku tak jak komendy wydawane przez samego kapitana.
- Co jest potrzebne, żeby zostać pilotem?
- Zgodnie z rozporządzeniem w sprawie
kwalifikacji pilotów morskich, zawód ten może wykonywać kapitan z co najmniej 12-letnią praktyką na statku o tonażu powyżej 3 tysięcy GT i z doświadczeniem w żegludze międzynarodowej.
- Czy
duża jest wypadkowość w tej grupie zawodowej?
- Statystyki wyraźnie pokazują, że najwięcej wypadków wśród pilotów oraz zdarzeń typu kolizje występuje na początku kariery. Potem ta krzywa
znacząco spada, a w momencie, kiedy pilot przekracza pięćdziesiątkę, znowu gwałtownie rośnie.
- Piloci morscy to zamknięta grupa? Wielu kapitanów chciałoby wykonywać ten zawód.
- Są trzy
przedsiębiorstwa prowadzące usługi pilotowe; notabene powołane przed dyrektorów urzędów morskich. Czy wyobraża pan sobie, że dyrektor jakiejś firmy zatrudni 10 sekretarek, 20 zastępców i podwoi załogę? Ze
względów ekonomicznych jest to niemożliwe. Podobnie jest na naszym podwórku. Zatrudniamy tylu pilotów, aby z jednej strony zapewnić płynną obsługę statków, a z drugiej, żeby to było opłacalne.
-
Jeszcze kilka miesięcy temu portowcy burzyli się przeciw zapowiadanej przez Brukselę tzw. dyrektywie portowej, która miała zliberalizować usługi w portach. Czy piloci by na niej zyskali?
-
Gdyby weszła ona w życie, to dziś moglibyśmy spać spokojnie. Projekt tej dyrektywy zobowiązywał odpowiedzialne jednostki administracyjne do zawierania z firmami pilotowymi umów wieloletnich.
Dla
przykładu w tej chwili spółka Szczecin-Pilot, która zainwestowała w tak piękną stację i musi też zainwestować w nowe pilotówki, stoi na rozdrożu, bo nie wie, czy będzie mogła dalej wykonywać te usługi,
czy nie.
- Czego więc oczekujecie od krajowych decydentów?
- Przeszliśmy długą drogę od chwili, gdy 19 lat temu rozpoczął się proces prywatyzacji polskiego pilotażu. W tym czasie m.in.
dzięki działaniom stowarzyszenia pilotów prawo zostało zmienione i dostosowane do takich samych standardów, jakie obowiązują w takich państwach jak Niemcy, Holandia czy Belgia. I tutaj - uważam - nic się
nie da zmienić. Chyba że ktoś wymyśli "reformę", która doprowadzi do zniszczenia tego, co zostało do tej pory zbudowane. Ja wychodzę z założenia, że jeżeli coś działa dobrze, to należy to tylko
korygować, ale nie burzyć.
Nie słyszałem obecnie o inicjatywach zmierzających do zmian na gorsze. W rozmowie z panią minister (wiceminister Anna Wypych-Namiotko - red.) i Komisją Kodyfikacyjną Prawa
Morskiego nie było zapowiedzi jakichś radykalnych zmian.
- Dziękuję za rozmowę.