Wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak podczas sobotniego wodowania w Stoczni Szczecińskiej Nowa zadeklarował,
że zakład może zostać sprywatyzowany do końca czerwca. Stoczni sprzyja fakt, że aż 4-krotnie udało się zmniejszyć wielkość strat ponoszonych przez nią na nierentownych kontraktach. Związkowcy podchodzą do
zapewnień z dystansem i przygotowują akcję protestacyjną.
Waldemar Pawlak, który na wodowaniu pojawił się nieoczekiwanie, wcześniej spotkał się ze stoczniowymi związkowcami i powiedział, że rząd
podejmie wszelkie działania, by stocznie w Szczecinie i Gdyni mogły być sprywatyzowane do końca czerwca. Zapowiedział, że o sytuacji spółek premier Tusk ma rozmawiać w połowie czerwca podczas unijnego
szczytu z przywódcami państw UE. Zadeklarował też, że na początku czerwca minister skarbu Aleksander Grad będzie na ten temat rozmawiał z unijną komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes. Resort skarbu
zapewnia, że ma czterech poważnych inwestorów, zainteresowanych zakupem stoczni w Szczecinie i Gdyni. W czwartek Komisja Europejska ostrzegła jednak, że jeśli polski rząd w bardzo krótkim czasie nie
przedstawi planów ratowania obu stoczni, może wydać negatywną decyzję dotyczącą udzielonej im pomocy publicznej. Zakłady musiałby ją zwrócić, co praktycznie oznaczałoby ich upadek.
W znalezieniu
inwestora może pomóc poprawa sytuacji ekonomicznej stoczni. Jej wiceprezes, Bogusław Adamski, mówił, że starty zakładu na nierentownych kontraktach mogą wynieść nie 1,2 mld zł, jak pierwotnie szacowano,
ale 300 mln zł. Część armatorów zgodziła się dopłacić do zamówionych statków, inni przystali na przesunięcie terminów ich przekazania, albo odstąpili od naliczania kar umownych.
- Takie straty
powstałyby na koniec 2009 r., kiedy to powinny się zakończyć nierentowne kontrakty. Oczywiście liczby mogą się jeszcze zmienić, w zależności od kursu dolara oraz cen materiałów do budowy statków -
zapewniał prezes.
Związkowcy ze stoczni czekają na rozwiązanie podbramkowej sytuacji, jaka powstała po wycofaniu się spółki Amber z udziału w prywatyzacji. - Mamy bardzo duży "niedoczas". Fakt,
że w niektórych kręgach się obudzono i zaczęto działać, nie oznacza, że nie będziemy tego pilnować - po spotkaniu z premierem mówił Jacek Kantor, szef Solidarności 80
W podobnym tonie wypowiedzieli
się Zbigniew Żmijewski (związek Stoczniowiec) i Roman Pniewski (S80). - Czekamy na wynik spotkania decydentów z unijną komisarz. Jeśli rozmowy nie przyniosą efektu, to wtedy na pewno ruszymy -
ostrzegał Pniewski.
W piątek Zarząd Regionu "Solidarność" Pomorza Zachodniego poparł działania swojej związkowej organizacji w SSN. Ogłosił też, że przekształca się w Regionalny Komitet
Protestacyjny i zaapelował do pozostałych związków o przyłączenie się do protestu.
- Chcemy wywrzeć na rząd presję, żeby chciał powiedzieć prawdę o przemyśle stoczniowym - mówił Mieczysław Jurek,
przewodniczący Zarząd Regionu "S" Pomorza Zachodniego. - Nie znamy stanu faktycznego, więc trudno mówić w tej fazie o jakimś inwestorze. Chcemy wiedzieć, jaka będzie rzeczywista decyzja rządu, jeśli
chodzi o stocznię w Szczecinie, której problem polega na nierentownych kontraktach. Trudno liczyć tu na filantropa, który wyłoży na nie swoje pieniądze.
Nad konkretnymi formami protestu związkowcy
mają zastanowić się w tym tygodniu. Jedną z rozważanych przez nich opcji jest zorganizowanie olbrzymiej manifestacji ulicznej w Szczecinie.