Modernistyczna willa z lat 30. ubiegłego wieku przy ul. Monte Cassino nr 27a na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym
szczególnym. Dom, zaprojektowany przez wybitnego architekta Adolfa Thesmachera, ma prosty kształt, jasną i gładką elewację, emanuje wygodą zrodzoną z prostoty. Styl modernistyczny z zasady ignorował
detale jako przeżytek w dobie elektryczności. Warto dostrzec jednak osobliwy front budynku z boazerią na zewnątrz oraz ogród z piękną kolekcją iglastych krzewów.
We wrześniu 1945 roku w tym
nietkniętym wojną domu zamieszkał kpt Kazimierz Bartoszyński (1903-1955) -przedwojenny oficer Marynarki Wojennej, po wojnie wicedyrektor delegatury Głównego Urzędu Morskiego, a od maja 1946 roku szef
szczecińskiego Oddziału Delegatury Rządu do spraw Wybrzeża, desygnowany przez Eugeniusza Kwiatkowskiego.
Kazimierz Bartoszyński urodzony w "polskiej kolonii" w Sewastopolu, w 1918 roku jako harcerz
- założyciel drużyny morskiej im. Władysława IV w Odessie - przechowywał broń dla wojska polskiego. W1919 roku wstąpił na ochotnika do dywizji gen. Żeligowskiego. W latach 1920-1923 uczył się w słynnej
Szkole Morskiej w Tczewie. PO maturze, gdy dyplom oficerski zna-lazł się w zasięgu ręki, podczas rejsu szkolnego statkiem, ,Lwów" do Brazylii dwudziestoletni Kazik, od dziecka marzący o marynarskiej
przygodzie, nie zdzierżył rygorów... Na postoju w Malmoe wyrwał się potajemnie do portu. Rzecz się wydała i amator przygód wyleciał ze szkoły...
W 1924 roku trafił do Marynarki Wojennej, a rok
później do Szkoły Podchorążych marwoju w Toruniu. Przyszły lata intensywnej praktyki morskiej oraz dowództwo kutrów Flotylli Rzecznej w Pińsku. Wkrótce doceniono jego niezwykłe umiejętności, a także dobrą
znajomość rosyjskiego i niemieckiego. Od 1932 roku w sztabie Marynarki Wojennej zajmował się analizą danych o flotach niemieckiej i rosyjskiej. Tym samym pracował dla II Oddziału Sztabu Generalnego WP,
czyli tzw. dwójki.
W 1939 roku służył w sztabie obrony Helu. Potem lata niewoli w obozach jenieckich, przez 6 lat Woldenbergu Bartoszyński prowadził wykłady z nautyki - kształcąc kadrę dla powojennej
Polski...
Jego urząd, zatrudniający w 1946 roku 10 osób, miał ogrom zadań - od pilnowania akcji osadnictwa polskiego, aprowizacji i kontrolowania wykorzystania państwowych nakładów, po propagowanie
Odry jako drogi wodnej i Szczecina ze Świnoujściem jako portu morskiego. Niełatwo szło wyłuskiwanie od Rosjan kolejnych obiektów portowych. A już wręcz dyplomacji wymagało ściągnięcie na Pomorze Zachodnie
środków, którymi rządził Gdańsk Bartoszyński radził sobie z tym znakomicie. Był też autorem wielu prac popularnonaukowych, pisał artykuły do "Kuriera Szczecińskiego" i periodyku "Szczecin". W 1947
roku na zlecenie MSZ przygotował projekt... korekty granicy z NRD. Przewidując w przyszłości spór graniczny, proponował objęcie przez Polskę całej wyspy Uznam i Zalewu Szczecińskiego w zamian za nasze
ustępstwa w innych rejonach. Miał mnóstwo - stojących mocno na ziemi - pomysłów dla Polski, Wybrzeża i Szczecina. Był rzecznikiem budowy kanału Odra - Dunaj. Dążył do rozbudowy śródlądowej komunikacji
wodnej, rozwoju małych portów morskich i rzecznych, budowy dużej stoczni rzecznej w Szczecinie, podniesienia rangi Świnoujścia, utworzenia w Szczecinie strefy wolnocłowej. Był wielkim propagatorem
żeglarstwa - pierwszym wiceprezesem, czyli rzeczywistym organizatorem. Ligi Morskiej i Polskiego Związku Żeglarskiego w Szczecinie (prezesem tytularnym był prezydent Zaremba), uruchomił kursy żeglarskie w
Trzebieży.
Po likwidacji w 1947 roku Delegatury Rządu do spraw Wybrzeża kierował Biurem Portowym PŻB "Gryf", a następnie założeniem państwowej firmy "Żegluga Przybrzeżna".
Rankiem 21
listopada 1949 roku na peronie Dworca Głównego wracającego z delegacji do stolicy Bartoszyńskiego powitali oficerowie bezpieki. Próba doczepienia go do wielkiej "afery Robineau" nie udała się - on
akurat do francuskiego konsulatu śnie chadzał. Niestety, miał kontakty służbowe i towarzyskie z wicekonsulem brytyjskim Waltersem. Był bodaj jedynym szczeciniakiem, który wybornie znał angielski.
Oskarżony został o szpiegostwo na rzecz Wielkiej Brytanii. Przetrzymał nocne przesłuchania i tortury, kiedy jednak zagrożono represjami rodzinie, przyznał się do zarzucanych win, wymyślając absurdalne
okoliczności, Na rozprawie jednak wymuszone zeznania odwołał. Rejonowy Sąd Wojskowy skazał go na karę śmierci, zamienioną w 1953 roku przez warszawski Sad Wojskowy na 15 lat więzienia. W 1955 roku
Kazimierz Bartoszyński zmarł. W sierpniu Naczelny Sąd Wojskowy uchylił wyrok skazujący wobec braku dowodów winy. O cały rok za późno...
Willę Bartoszyńskiego przy ul. Monte Cassino (wówczas Armii
Czerwonej) w 1974 r. nabył inny właściciel. Do remontu instalacji wodociągowej wynajął poleconego przez znajomych fachowca.
Stary hydraulik był wstrząśnięty, gdy tylko wszedł przez furtkę do ogrodu.
- Zawsze jak tędy przechodzę, czuję zimny dreszcz-wyznał szeptem. - Bo widzi pan, to tu, w piwnicy tego budynku w 1951 roku przesiedziałem wiele tygodni, przesłuchiwany i bity. Mieszkający tu ludzie
wezwali mnie do naprawy bojlera. Tak wpadłem w zastawiony przez UB "kocioł". Przygotowałem się na najgorsze. Kiedy mnie puścili, dali na drogę ostrzeżenie: "ani słowa". Te twarze śnią mi się po
nocach, czasem widzę je na mieście.
Niejedyny to dom w Szczecinie, w którego piwnicy straszą upiory epoki stalinizmu.
* Życiorys Kazimierza Bartoszyńskiego zaczerpnąłem z książki Ryszarda
Techmana "Ludzie morskiego Szczecina".