Rozmowa z Johannesem de Jongiem, prezesem Bałtyckiego Terminalu Kontenerowego w Gdyni
- Jak podsumowałby pan
miniony rok w Bałtyckim Terminalu Kontenerowym? Jakie były jasne i ciemne punkty w jego działalności?
- Na szczęście, mieliśmy jasne punkty: przede wszystkim kontynuowaliśmy nasz rozwój - w różnych
kierunkach. Oczywiście, rynek zewnętrzny znacznie nam w tym pomógł.
Przekroczyliśmy 23%, jeśli chodzi o tempo wzrostu obrotów. Stale też inwestujemy, tak
jak to zapowiedzieliśmy wcześniej.
Spodziewamy się dalszego wzrostu w br.
Doświadczyliśmy też trudnych momentów z systemem operacyjnym - bogato zresztą opisanych. Perturbacje wystąpiły akurat w niedogodnym dla nas czasie, gdy
chcieliśmy, z racji rosnących przeładunków, żeby terminal działał należycie. Te problemy zostały już rozwiązane i wszyscy widzą już pozytywne strony tego systemu, zwłaszcza jego elastyczność - i to też
jest jedno z naszych osiągnięć w 2007 r.
- Czy to możliwe, by obroty BCT rosły dalej w takim tempie, jak w ostatnich latach?
- To trudno przewidzieć. W ub.r. było to możliwe, ale nie wiem czy
także w 2008 r. Spodziewamy się wzrostu, ponieważ polska gospodarka rośnie, ale nie przypuszczam,
byśmy mogli osiągnąć poziom 23%, jak w 2007 r. Nadal jednak spodziewamy się bardzo pozytywnych
wyników.
- Czy w niedalekiej przyszłości do BCT zaczną zawijać jacyś nowi armatorzy?
- Z dotychczasowych dyskusji wynika, że taka możliwość istnieje. Może się to zdarzyć jeszcze w br. Spodziewam
się tego. Jest jeszcze na to miejsce.
- Jacy są najwięksi klienci terminalu?
- Mamy dwa rodzaje klientów: z jednej strony są to linie żeglugowe, a z drugiej -spedytorzy. Proporcje między nimi
to, mniej więcej, pół na pół. Wśród linii żeglugowych też mamy dwa różne typy klientów: linie bezpośrednie, jak Maersk czy MSC, którzy urośli ogromnie w 2007 r., a także publiczne linie dowozowe, jak BCL,
który niedawno połączył się z IMCL. Bardzo ważnymi naszymi klientami są także właśnie IMCL i Team Lines. Największym klientem terminalu jest Maersk, co nie jest niespodzianką, gdyż jest to największy
światowy przewoźnik.
Jeśli chodzi o spedytorów, to sytuacja zmienia się: jednym obroty rosną innym spadają. Ale są to głównie nasi tradycyjni partnerzy, jakkolwiek coraz bardziej widoczni stają się
spedytorzy międzynarodowi, jak Kuehne & Nagel, Schenker, DHL.
- Jak ocenia pan sytuację w rejonie Za-toki Gdańskiej, jeśli chodzi o rywalizację między terminalami kontenerowymi? Co zamierzacie
robić, by utrzymać swoją przodującą pozycję?
- Przede wszystkim, musimy stale rosnąć i inwestować, rozwijać nasze możliwości przeładunkowe. Razem z zarządem portu, zamierzamy wydłużyć stanowiska
przeładunkowe. Pozytywne jest również pogłębianie portu, które prowadzi do redukcji kosztów portowych. Z władzami portu współpracujemy bardzo ściśle właśnie nad tym, jak dalej pozostać na czele.
-
Jakie są, pana zdaniem, główne przeszkody w zwiększaniu obrotów terminalu? Czy są to: biurokracja, trudności transportowe od strony lądu, działalność portowych służb kontrolnych...?
- Cokolwiek by nie
mówić o przeszłości, to patrząc całościowo - sytuacja jest różna od tej sprzed 2,5 roku, od kiedy tu jestem. Administracja (nadmierna - red.) ciągle jest, biurokracja też jest faktem, ale rzeczy
zmierzają we właściwym kierunku. Bardzo poprawiają się relacje z klientami - i dlatego możemy usprawniać działanie terminalu.
- A jak ocenia pan działalność tych wszystkich inspekcji:
weterynaryjnej, sanitarnej, fitosanitarnej? Słyszałem wiele skarg na ich działanie.
- Jesteśmy jakby na zewnątrz, ale mamy do czynienia ze skargami i problemami. Nasze podejście jest takie, by łagodzić
i rozwiązywać problemy. Ale tu również widzimy duże zmiany. Latem, gdy mieliśmy problemy z systemem operacyjnym, które zbiegły się z okresem urlopowym i zmianami w interpretacji przepisów co do zakresu
kontroli ładunków, udało się zejść do takiego poziomu działań kontrolnych, który był do opanowania. Jest widoczna poprawa, choćby w porównaniu do stanu z początku 2007 r.
- Jak funkcjonuje
transport od strony lądu?
- W ciągu 2 miesięcy powinna zostać otwarta nowa trasa, co ogromnie usprawni ruch kołowy.
- A jak wygląda kolejowa obsługa terminalu? Czy ona również się poprawia?
-
Absolutnie! Kiedy przyjechałem, istniał tutaj swego rodzaju monopol. Pojawili się zupełnie nowi operatorzy, jak np. PCC. A konkurencja wpływa na poprawę obsługi i obniża jej koszt. Odnosi się to również
do kolei. Drogami nie da się przewieźć wszystkiego, stąd logicznym rozwiązaniem jest rozwój przewozów kolejowych - i należy je promować przede wszystkim.
- Jeszcze 2 lata temu kolej obsługi wała
zaledwie ok. 10% kontenerów przechodzących przez BCT. Jak to wygląda obecnie?
- Nastąpił znaczny wzrost w tym zakresie, teraz jest to już ponad 12%. Jesteśmy tym bardzo zainteresowani, gdyż znacznie
łatwiej jest obsługiwać zwarte składy pociągów, niż takie same ilości kontenerów, przechodzące przez 8 bram, na ciągnikach. Zajmuje to więcej czasu i jest bardziej skomplikowane - tak dla nas, jak i
naszych klientów.
- Czy dysponujecie jeszcze wystarczającą ilością terenu na dalszy rozwój?
- Z pewnością w Gdyni jest jeszcze wiele miejsca na rozwój. Oczywiście, w obecnym obrębie terenów i
basenów, gdzie głębokość jest ograniczona, nawet jeśli zostaną pogłębione do 1 2,8 m i 13,5 m - w kanale portowym, w którymś momencie, kiedyś w przyszłości, miejsca może zabraknąć. Ale odpowiednio
wcześniej władze portowe będą to musiały uwzględnić w swoich planach.
- Czy w najbliższej przyszłości BCT prze widuje zakup kolejnych dźwigów i rozbudowę placów składowych?
- Jeśli rynek będzie
się rozwijał, to z wyprzedzeniem będziemy musieli rozwijać się także. W naszych planach przewidujemy osiągnięcie zdolności przeładunkowej 1 mln TEU- o ile zajdzie taka potrzeba. Będziemy musieli wymienić
wciągu 2 lat jeszcze 2 dźwigi, które mają już po 30 lat. Nasze plany uzależnione są od przeprowadzki Steny Linę (w innyrejon portu - red.). Wtedy pojawi się możliwość postawienia do 4 dodatkowych dźwigów.
Mamy gotowe plany, by właśnie dzięki tej dodatkowej powierzchni osiągnąć zdolność do 1 mln TEU.
- Czy BCT może liczyć na lojalność ze strony obecnych swoich klientów, biorąc pod uwagę zmianę
sytuacji w Gdańsku i Gdyni?
- Tak jak w codziennym życiu, kupując samochód czy inną rzecz, mamy wybór - i wybieramy najatrakcyjniejszy produkt czy usługę. Podobnie jest w branży kontenerowej. To do
naszych klientów należy decyzja, dokąd ostatecznie pójdą. My ze swej strony będziemy się starali dać z siebie wszystko, co najlepsze.
- Cały port gdyński odnotował w ub.r. doskonałe rezultaty. To
chyba i dla BCT jest rzecz korzystna?
To pozytywne, że całe nasze otoczenie rozwija się. Również władze portu poważnie inwestują - i posiadają środki finansowe, żeby to czynić. Nie chciałbym trzymać
się wyłącznie liczb. Mogą one być rozpatrywane w oderwaniu od pozostałych czynników, albo w niewłaściwym kontekście. Przyjemnie jest być "na topie", ale będziemy się koncentrować na tym, co jest ważne
dla naszych klientów. Liczby nie są tu najważniejsze.
- Dziękuję za rozmowę