Polacy strajkują we francuskim Saint Nazaire. Szczeciński podwykonawca - spółka VOS - nie zapłacił naszym stoczniowcom
pensji za luty. Wczoraj miało dojść do podpisania ugody z francuskim kontrahentem VOS-a, który wziął na siebie zobowiązania. Jednak ok. 20 osób, które powróciły do kraju, nie dostanie pieniędzy.
Pracownicy ci zapowiedzieli powrót do Francji i protest do skutku.
Szczecińska firma stoczniowa VOS przestała płacić, a jej radca prawny poinformował, że złoży wniosek o upadłość firmy. VOS
(dawniej Vulkan), którego prezesami są Jan Wisz i Paweł Rinas, zerwał też kontrakt z Francuzami (firma Segelec), twierdząc w przesłanym faksie, że to z ich powodu ma problemy.
Firmy Segelec i
Tecnav są podwykonawcami tamtejszej stoczni, która buduje wycieczkowce. Polacy montowali na statkach rury i kładli kable.
- Jesteśmy w zasadzie po negocjacjach i przed podpisaniem porozumienia z
dyrekcją Segelec - powiedział nam wczoraj Mariusz Zasimowicz, przewodniczący komitetu strajkowego w Saint Nazaire. - Kierownictwo Segelec zgodziło się wypłacić wszystkim strajkującym tu osobom pieniądze
oraz zorganizować im autokar do Polski.
W Saint Nazaire pozostało 48 stoczniowców. Natomiast do kraju wcześniej powróciło ok. 20 pracowników. Według Zasimowicza, te osoby, które wyjechały, nie mają
"możliwości prawnej" na odzyskanie pensji. - Swoich praw muszą dochodzić w kraju - twierdzi.
- Chodzi o kwoty od 5 do 12 tysięcy złotych na osobę - wylicza Tomasz Wójcik, który wczoraj akurat
wracał pociągiem do kraju. Wójcik pracował od 3 sierpnia i jak mówi, wszystko było w porządku, ale od 10 stycznia zaczęły się problemy właścicieli VOS-a z terminowym płaceniem za pracę.
- Mam żal
do szefów w Saint Nazaire, że mimo prośby do listy zaległych płac nie dołączyli kolegów, którzy powrócili do Polski na urlop - mówi Wójcik.
Ci, co są w kraju, nie mają zamiaru odpuścić należnych
pieniędzy.
- Wyruszamy mikrobusem walczyć o swoje - powiedział nam wczoraj Henryk Zaborowski.
Razem z 10 osobami z całego kraju wybierał się także Tomasz Kuchta.
- Nie mam zaufania do pana
Zasimowicza. Gdy już przeczuwałem, że w sprawie płac dzieje się coś złego i zastrajkowałem, to on z drugim majstrem chcieli mnie usunąć, "bo Kuchta za dużo szumu robi" - opowiada. - Oni w Saint
Nazaire poszli na układ, porozumienie po cichu, bez włączania w to tamtejszych związków zawodowych. Ale my skontaktowaliśmy się ze związkowcami. W razie czego przewidujemy pikietę. Bierzemy śpiwory,
rozłożymy się w biurze i będziemy leżeć tak długo, aż dostaniemy pieniądze.
Desperacja wzbudziła zaniepokojenie M. Zasimowicza: - Coś mi się zdaje, że nie wszyscy potrafią zachować się normalnie.
Dostałem informacje, że jedzie grupa pracowników z zamiarem zrobienia rozróby.
Z szefami spółki VOS, która zatrudniała Polaków, nie udało nam się skontaktować. Wśród stoczniowców rozeszła się
natomiast pogłoska, że mają zamiar założyć kolejną firmę.
Wczoraj część stoczniowców pikietowała siedzibę firmy VOS w Szczecinie. Potem poszli do sądu pracy. Złożyli też na tę firmę doniesienie do
prokuratury.