Choć było to już siódme spotkanie przed kolejnym sezonem żeglugi barkowej, wiele problemów, z którymi zgłaszali się
armatorzy, pozostało bez zmian. Nic więc dziwnego, że w przerwie narady prezes Zbigniew Garbień stwierdził: - Nie wiem, dlaczego przez 17 lat demokracji nie dopracowaliśmy się planowania długoterminowego,
które byłoby kontynuowane przez następne rządy.
Kolejna narada przednawigacyjna odbyła się jak zwykle w Szczecinie, który jest dla przewoźników śródlądowych jednym z głównych węzłów transportowych
w kraju. Organizatorem spotkania był tradycyjnie Związek Polskich Armatorów Śródlądowych, który przez rok będzie kierował Zbigniew Garbień, właściciel kilku barek.
- Przeglądając protokóły z
poprzednich narad zauważyłem, że wiele tematów się powtarza i nigdy nie były one tak do końca ruszone czy załatwione - mówi prezes ZPAŚ.
Odnosząc się do nowej wiceminister infrastruktury Anny
Wypych-Namiotko dodał: - Mam nadzieję, że teraz zaczniemy na te tematy inaczej rozmawiać. Że nie będzie to chowanie problemów do szuflady.
Przed armatorami barkowymi stoi wiele wyzwań, często
związanych z naszą przynależnością do Unii Europejskiej. Jednym z nich jest problem CMNI - systemu jednolitego prawa transportowego na śródlądziu: - W lutym ubiegłego roku nasz związek wysłał pismo
wyjaśniające, o co nam chodzi. Bo w Polsce tego prawa nie ma. To pismo przeleżało w resorcie rok i nie ma żadnego odzewu - podał przykład Z. Garbień.
W programie narady armatorów śródlądowych aż
roi się od niezałatwionych spraw lub kolejnych problemów. Właściciele barek chcieli się dowiedzieć, co po kolejnej rządowej reorganizacji będzie z unijnymi programami dotyczącymi ich sfery działalności,
co z postępami w dostosowywaniu prawa do europejskich wymogów. Co rząd robi, by promować żeglugę śródlądową. Wreszcie zaroiło się od pytań o skandaliczny stan krajowych szlaków rzecznych, które
uniemożliwiają normalną żeglugę towarową i pasażerską.
Kolejnym dylematem właścicieli barek są sprawy kadrowe, bo opracowany przed laty system szkolenia załóg jest niedopasowany do współczesnych
realiów. W Polsce działają dwie szkoły kształcące na poziomie średnim przyszłych marynarzy rzecznych - w Koźlu i Nakle. Na poziomie wyższym są oni również kształceni w Zakładzie Żeglugi Śródlądowej i
Gospodarki Wodnej Akademii Morskiej w Szczecinie. Ale absolwenci i armatorzy mają pewien kłopot, który spowodowany jest przez polskie przepisy.
- Obecnie zatrudniłem młodego człowieka, który skończył
Akademię Morską. Pływa za młodszego marynarza. Mamy jeden problem: ciągle muszę go gdzieś upychać jako trzeciego członka załogi, szukać dla niego pracy na takich jednostkach, które wymagają trzyosobowej
obsługi - żalił się prezes ZPAŚ.
Dlaczego tak musi robić? - Bo żeby taki człowiek mógł pływać na moich statkach, które mają do 87 metrów długości, musiałby mieć patent sternika. Ale żeby zdobyć
takie uprawnienie, musi odbyć praktykę, czyli mieć przepływane. I on by to przepływał, tylko że na polskich jednostkach nie ma takiej możliwości, bo przepisy dotyczące etatyzacji są tak napisane, że
musiałby mieć... sternika - tłumaczy Garbień.
Na Zachodzie nie ma takich absurdów, bo - jak mówi szef związku armatorów - przepisy tak są "ustawione", że na mniejszych statkach śródlądowych
wymagani są tylko: członkowie załogi z patentem kapitana i marynarza.
Dla armatora, który aktywnie włącza się w system szkolenia kadr dla żeglugi śródlądowej, to duży problem. Zwłaszcza że - jak
wyliczył Z. Garbień - tylko w tym roku na jego barki i pchacze ma przyjść ze szkoły w Koźlu około 20 praktykantów, a z Nakła - 10.
Ale podczas narady przednawigacyjnej powracał też m.in. problem
tragicznego stanu polskich rzek i kanałów. Można było wysłuchać pretensji armatorów pływających zwłaszcza na górnej Wiśle, którzy "ryją" dnem statków po progach urządzeń hydrotechnicznych. Na Odrze
sytuacja jest lepsza, ale środkowy jej bieg jest nieżeglowny. A inwestycje hydrotechniczne przewlekają się. Z konieczności więc barki pływają do Europy Zachodniej. W przypadku członków ZPAŚ prawie w stu
procentach.
- Tam nie ma takiego pojęcia jak sezon nawigacyjny. Tam się pływa cały rok i przerywa żeglugę na tydzień, dwa, może na miesiąc, i tylko wtedy, jak pojawi się duże zalodzenie - mówi
Garbień.
Dla wiceminister Anny Wypych-Namiotko było to pierwsze spotkanie z tak dużym gremium armatorów śródlądowych. Podczas narady podkreślała ekonomiczne i ekologiczne zalety przewozu towarów
rzekami i kanałami: - 40 kontenerów na barce wymaga tylko dwóch silników tirowskich - stwierdziła.
- Dobrze, że padło to z ust pani minister. Chcemy doprowadzić do strategicznego planu
długoletniego. Usiądziemy, pomożemy - odpowiedział prezes związku.