Komisja Europejska uznała, że Stocznia Gdańsk musi ograniczyć produkcję (zamknąć 2 z 3 pochylni) lub oddać 750 mln
zł pomocy publicznej. Jesienią ub.r. stocznię kupiła, od Skarbu Państwa, spółka ISD Polska, należąca do ukraińskiego Związku Przemysłowego Donbasu. Po wpłaceniu pierwszej raty, w wysokości 75 mln zł,
stała się posiadaczem 75% akcji zakładu. Za całość ma zapłacić ok. 400 mln zł. ISD liczyła się z koniecznością zwrotu pomocy publicznej, lecz w trakcie negocjacji prywatyzacyjnych była mowa o kwocie od 30
do 170 mln zł. Ta wymieniona przez przedstawiciela KE, bardzo zaskoczyła Ukraińców.
Jacek Łęski, rzecznik ISD Polska, stwierdził, że spółka czuje się oszukana. Z dokumentów, do których miała dostęp
przed zakupem Stoczni Gdańsk, nie wynikało, że może chodzić o tak gigantyczną kwotę. Wszyscy zastanawiają się, skąd wzięło się 750 mln zł? Jedna z wersji mówi, że w Brukseli uznano niektóre kredyty i
poręczenia zaciągane przez Grupę Stoczni Gdynia, do której należała gdańska stocznia, za wsparcie dla niej.
- Nie opłaca się nam ani zamykać 2 pochylnie, ani płacić za możliwość ich używania tak
gigantyczne kwoty. Zresztą każdy wie, że tyle pieniędzy do tej stoczni od państwa nigdy nie trafiło. Wiemy, że możemy liczyć na wsparcie polskiego rządu. Dlatego, przygotowujemy się do kolejnego spotkania
z KE w Brukseli. Jestem przekonany, że znajdzie się kompromisowe rozwiązanie. Nie sądzę, aby intencją KE było zamykanie stoczni, a jedynie uczynienie z niej trwale rentownego zakładu - stwierdził
Konstanty Litwinów, prezes ISD Polska, na spotkaniu z załogą Stoczni Gdańsk, które odbyło się 1 lutego br., w historycznej sali BHP.
Tym bardziej, że Ukraińcy, po wyjaśnieniu sporu z KE, planują
stworzyć w Gdańsku supernowoczesną stocznię. Inwestycja ta ma kosztować 700 mln zł. Spółka ISD zabrała się za przemiany z rozmachem i systemowo. Zaangażowała ekspertów z firmy McKinsey, którzy
przeprowadzili analizę rynku okrętowego w świecie i trendów, jakie rysują się na najbliższe lata, aby wybrać najbardziej opłacalne rodzaje produkcji.
Na podstawie zebranych danych, powstał plan
stworzenia, w ciągu 3 lat, całkowicie nowego zakładu, o zwartej, kompaktowej konstrukcji, w którym produkcja toczyć się będzie według ustalonej kolejności. Ponadto, mają być w nim zastosowane
najnowocześniejsze technologie, stosowane w przemyśle okrętowym. Opracowano też kompleksowy harmonogram budowy statków, czyli podstawowy plan działalności zakładu, z którym, według nowych właścicieli,
zawsze były problemy.
Po modernizacji, stocznia będzie specjalizowała się w budowie statków offshore, do obsługi platform wiertniczych. Docelowo ma produkować 10-12 tego typu jednostek rocznie.
Eksperci wskazują bowiem, że jest to perspektywiczny rynek i tylko w Europie wykazuje zapotrzebowanie na statki o wartości 6 mld USD. Zatem, zamówień wystarczy na kilkanaście lat. Uzupełnieniem produkcji
stoczniowej będą konstrukcje stalowe (mosty i wiadukty) oraz maszty do elektrowni wiatrowych, na które zapotrzebowanie w Europie szybko rośnie, m.in. ze względu na naciski KE, która stara się wymóc na
państwach członkowskich zwiększenie udziału energetyki ekologicznej w ogólnej produkcji energii elektrycznej.
K. Litwinów poinformował też, że udało się zdobyć zamówienia na 2 statki, które
powstaną jeszcze w br. Trwają także rozmowy na temat kontraktów na 35 nowych jednostek.
- ISD oferuje dobrą analizę rynku stoczniowego, szczegółowy plan restrukturyzacji, ekipę specjalistów i
pieniądze. Od załogi oczekujemy jedynie pełnego zaangażowania w program przebudowy stoczni - powiedział prezes Litwinów stoczniowcom. Zapowiedział także ogrodzenie stoczni i wprowadzenie szczegółowej
ewidencji czasu pracy. Ma to być jeden ze sposobów na podwyższenie dyscypliny w zakładzie. Obecnie średnia nieobecności w pracy wynosi w stoczni ponad 30%. To trzy razy więcej niż w należącej także do
ISD, Hucie Częstochowa. Aby dorównać średnim stoczniom europejskim, wydajność pracy w Stoczni Gdańsk musi wzrosnąć dwukrotnie.