W stoczni powstał wzorzec kontraktu, który ma zabezpieczyć firmę przed stratami, jakie mogłyby w przyszłości powstać na
budowanych w Szczecinie statkach. W większym też stopniu statki mają powstawać z zaliczek armatorów.
Jak poinformował nas Piotr Rawski, dyrektor marketingu Stoczni Szczecińskiej Nowej, nad zmianami
w umowach z armatorami pracowano w ramach działań naprawczych spółki.
- Jednym z elementów, i to bardzo ważnym, było wypracowanie własnego standardu kontraktu wzorcowego - mówi Rawski. - W tym
standardzie, który już nas obowiązuje, są klauzule zabezpieczające stocznię przed różnymi niekorzystnymi zdarzeniami, m.in. wzrostem cen głównych materiałów do produkcji jednostek czy zmianami w kursach
walut.
Jak tłumaczy dyrektor, w zabezpieczeniach ryzyko ewentualnych strat rozkłada się zarówno na stocznię, jak i armatora. - Na pewno nikt już się nie zgodzi, aby sto procent ryzyka było tylko po
jednej stronie - mówi. - Niestety, w poprzednich kontraktach w większości przypadków ryzyko związane ze zmianami na rynku stali czy walut było po stronie naszej firmy.
Co do wcześniej zawieranych
umów na statki, to - jak mówi P. Rawski - nie każdy armator, mając w perspektywie odbiór statku za pół roku czy rok, godzi się na wprowadzenie klauzul zmniejszających straty szczecińskiej spółki.
Tymczasem kierownictwo Stoczni Nowej wciąż renegocjuje warunki starych umów na kontenerowce. Jak informowaliśmy, stały się one dla spółki nieopłacalne, gdy na przestrzeni kilku lat od ich podpisania o
kilkaset procent wzrosły ceny blachy stalowej i osłabł dolar.
Zasłaniając się tajemnicą handlową Piotr Rawski nie chciał poinformować, na jaką kwotę udało się wynegocjować z armatorami dopłaty do
nieopłacalnych jednostek. - Nie jest jednak prawdą, że wszystkie umowy stoczni są ze stratą - zapewnia. - Mamy już również kontrakty dochodowe, które posiadają klauzule, zabezpieczenia i będą dochodowe
nawet, jeśli w przyszłości zmieni się sytuacja na rynku i np. wzrośnie cena blachy. Te kontrakty były już podpisywane w 2007 roku.
Szef marketingu dodaje, że podczas renegocjowania kontraktów
stocznia stara się wprowadzać większe finansowanie produkcji z zaliczek armatorskich. - Muszą być one na takim poziomie, żeby pozwalały budować jednostki bez zahamowań. To podstawowy warunek - mówi
Rawski. Przypomnijmy, że banki wycofały się z kredytowania stoczniowej produkcji.