Wczoraj oficjalnie rozpoczęła się inwestycja związana z budową falochronu dla gazoportu. Urząd Morski w Szczecinie ogłosił
bowiem przetarg na wykonanie projektu. Poinformowano również, iż 20 września premier podpisał uchwałę o wieloletnim finansowaniu tej budowli hydrotechnicznej z pieniędzy budżetowych w latach 2008-11.
Wydatki wyniosą prawie 1,1 mld zł.
Wyłoniona w przetargu firma wykona najpierw dokumentację projektowo-kosztorysową "dla budowy falochronu dla portu zewnętrznego w Świnoujściu".
Kpt.
Tadeusz Wojtasik, dyrektor Urzędu Morskiego w Szczecinie, liczy, że wszystkie prace projektowe związane z falochronem dla gazoportu zakończą się w marcu 2009 r. i wtedy zostanie rozpisany kolejny przetarg
- na budowę obiektu.
- Według naszych optymistycznych prognoz pierwsze maszyny powinny pojawić się na lądzie i wodzie w kwietniu 2009 r. - powiedział dyrektor UMS.
Zakończenie budowy falochronu
planowane jest w 2011 r. Równocześnie terminal skroplonego gazu ziemnego w ramach gazoportu będzie budowało na lądzie Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo. Na razie jednak inwestycja jest opóźniona.
Na konferencji pytano też o sprawy związane z unijnym zakazem połowu dorsza. Obecny na konferencji minister gospodarki morskiej Marek Gróbarczyk poinformował, że zlecono ekspertyzy prawne, aby
przekonać się, czy nasi rybacy łamią prawo, łowiąc mimo zakazu.
- Polski rząd wszedł w spór z Unią Europejską w kwestii połowów dorsza - powiedział Gróbarczyk. - Jesteśmy przekonani, że odbywa się
gwałt na polskich rybakach.
- W Brukseli wręczyliśmy dokumenty, które jednoznacznie pokazują przeławianie ryb przez Szwedów, i to dziesięciokrotnie. Tymczasem w Unii trwa spór o to, czy oni wyłowili
ponad limit 97 czy 104 procent ryby. Tamtejsi rybacy mają tylko wstrzymane połowy, a więc zakaz może im być w każdej chwili cofnięty - mówił minister.
Natomiast zamknięcie przez Niemców połowów na
wschodnim Bałtyku można wg M. Gróbarczyka porównać do zamknięcia przez Polaków połowów na Morzu Kaspijskim. - Niemcy po prostu i tak tu nie łowią - stwierdził.
Szef resortu obawia się, że jeżeli
unijny zakaz będzie Polaków obowiązywał do końca roku, to nasi rybacy stracą zdolność kredytową. Nie będą więc mieli co liczyć na bankowe pieniądze, aby przetrwać do końca roku.
- Nasi rybacy znajdą
pracę w Szwecji czy Danii, ale już na obcych kutrach. Doprowadzi to do całkowitego załamania się tej branży w Polsce. Będziemy więc dążyć do cofnięcia zakazu połowu dorszy -
obiecywał.