Rybaccy związkowcy zadeklarowali wstrzymanie połowów dorsza na wschodnim Bałtyku. To reakcja na zgodę Brukseli na
utworzenie specjalnej komisji, która ma jeszcze raz oszacować, ile Polacy złowili tej ryby. Ewentualną nadwyżkę trzeba będzie jednak oddać.
Wczoraj około 120 rybaków ze Związku Rybaków Polskich
pikietowało przed warszawskim hotelem Polonia, gdzie obradowała Regionalna Rada Doradcza Morza Bałtyckiego. Jak poinformowała PAP, pikietujący domagali się ujawnienia pełnych danych o produkcji dorsza w
przetwórniach państw bałtyckich w ciągu ostatnich 10 lat. Domagali się także wykazu całkowitych połowów wszystkich jednostek rybackich na Bałtyku - również tych, które nie posiadają licencji na połowy
dorsza.
Tymczasem odchodzący minister gospodarki morskiej, Marek Gróbarczyk, powiedział na konferencji prasowej, że rybacy, którzy mimo unijnego zakazu połowu dorsza wyszli w morze, nie będą
ukarani. Relacjonując wczoraj spotkanie ministrów krajów europejskich odpowiedzialnych za rybołówstwo, które odbyło się w Luksemburgu, stwierdził m.in. że wynegocjowanie jedynie 5-proc. redukcji połowów
dorsza w roku przyszłym na wschodnim Bałtyku, to "duży sukces", bo pierwotnie Komisja Europejska proponowała aż 20-proc. zmniejszenie ilości tych ryb do odłowu.
Minister złożył także wniosek o
powołanie grupy roboczej ds. zasobów Morza Bałtyckiego. "Strona polska otrzymała także zgodę na ponowne przeliczenie ilości złowionych dorszy" (chodzi o nadwyżki ponad przyznane Polsce limity), które
były powodem wydania unijnego zakazu. "Rozłożenie spłaty nadłowionych ilości, które zostaną wykazane po ponownym przeliczeniu, nastąpi z przyszłych kwot połowowych. Spłata nastąpi w sposób elastyczny,
nie powodując zaburzenia funkcjonowania polskiej floty rybackiej" - czytamy w komunikacie resortu.